Ewcia
Długa, gorąca kąpiel, kieliszek szampana i muzyka Czajkowskieg. Jutro zaczyna nowe zlecenie, ale dzisiejszy wieczór jest tylko dla niej.
Ewcia mruży zielone oczy i przeciąga się jak kot. Właściwie wszystko w niej jest kocie. Kocie oczy, kocie ruchy i kocia tajemniczość. Ten jej koci urok ma jakąś magnetyczną moc, która przyciąga ludzi, wzbudza w nich zaufanie i wyzwala chęć opiekowania się nią aż do śmierci. Dokładnie – aż do śmierci.
Ewcia wlewa resztkę szampana do wanny i sięga po ręcznik. Delikatnie osusza skórę, rozczesuje długie, jasne włosy, zabiera buteleczkę zielonego lakieru do paznokci i naga biegnie do pokoju. Siada w stojącym przed kominkiem fotelu i odkręca buteleczkę.
Jej myśli szybują do klasztoru w Tybecie, gdzie młodziutkie mniszki kończą tkać delikatną jak mgiełka firankę. To jedwabne, kremowe cudeńko zamówiła rok temu i już za parę dni zawiśnie w jej oknie. Sara mniszka, po otrzymaniu grubej, wypełnionej dolarami koperty, błogosławiła ją i obiecywała codzienne modły. Gdyby te bogobojne świętoszki dowiedziały się kto i jakimi pieniędzmi płaci za ich pracę, pewnie padłyby trupem.
Ewcia maluje wypielęgnowane pazurki i po raz kolejny analizuje zlecenie. Musi zapamiętać wszystkie ważne, mniej ważne i te z pozoru nieistotne szczegóły, które zdecydują o sukcesie misji. Wszystko w głowie. Nic na papierze. Papier to ślad.
Bo Ewcia nie jest byle kim. Ewcia jest najlepszą na świecie płatną zabójczynią, a jej honoraria przyprawiają o zawrót głowy.
Jest wszechstronna, włada każdą bronią, ale najbardziej lubi swoją XIII wieczną mizerykordię*, która przez wieki zagłębiała się w setkach serc i do dziś, leżąc idealnie w jej delikatnej rączce doskonale spełnia swoje zadanie. Dlaczego sztylet? Po prostu kocha moment wbijania go starannie wybrane miejsce, pomiędzy trzecim a czwartym żebrem z lewej strony. Ekscytuje ją moment, gdy ostrze bez oporu zagłębia się w sercu ofiary, a ta bez jednego jęku osuwa się do jej stóp. Ale najbardziej czeka na chwilę, kiedy z zielonych paznokci skapuje świeża, czerwona krew. Zupełnie jak spadające z zielonej łodyżki płatki pąsowej róży. Prawdziwa, żywa poezja.
Ewcia z rozczuleniem spogląda na stojącą pod oknem komódkę, na której stoi cudem zdobyte jajko Faberge. Na całym świecie jest ich tyko pięćdziesiąt cztery, a ona ma jedno z nich. Kupiła go za wyjątkowo wredne zlecenie z Sycylii. Zadanie z tych niewykonanalnych. Ale nie dla niej. Niedostępny szef mafii zakochał się w niej bez pamięci. Przysyłał brylanty i stosy storczyków. Był bardzo zaskoczony, kiedy zamiast wierności aż do śmierci - otrzymał tylko śmierć. Dywan w kolorach jesieni, utkany z najdelikatniejszej wełny nowonarodzonych kozic górskich, kosztował majątek, ale i zlecenie było nie byle jakie. Głowa państwa, strzeżona, pilnowana. Poświeciła na to pół roku. Ale dywan jest jej. Uwielbia na nim leżeć, słuchać Czajkowskiego i czytać romanse.
Ewcia maluje ostatni pazurek i zastanawia się jak zdobyć, wypatrzony w rzymskim muzeum, stoliczek z kości słoniowej.
- Biały stolik, zielony flakon i pąsowe róże. Tak, zdobędę go za wszelką cenę, życie jest piękne, aż chce się żyć - wzdycha rozmarzona.
Spogląda na lśniąca, zielone pazurki, jest gotowa. Jutro wyrusza na łów.
*Mizerykordia – krótki, wąski sztylet służący do dobijania rannego lub konającego przeciwnika, o mocnym sztychu oraz długiej klindze przystosowanej do pchnięcia przeciwnika