Mój Kraków bez makijażu – jaki on jest ?
Chyba też piękny, tak jak ten wypacykowany dla turystów, a może nawet ładniejszy ?
Ładniejszy, bo mój własny – bo to moje miasto rodzinne. Oswojone przez lata, zapamiętane oczami dziecka wychowanego na dalekich miejskich obrzeżach; gdy do miasta jeździło się tramwajem nr 8 na wielkie zakupy, czasem do kościoła lub kina, czy do teatru. Kraków, jako dawna stolica Polski; z Wawelem, średniowiecznym uniwersytetem i pięknym Rynkiem Głównym był dla mnie od dziecka miejscem niezwykłym, ciekawym i pełnym tajemnic. Byłam dumna, że mieszkam w tym mieście, co prawda bardzo daleko od starego Krakowa, ale jednak !
Pamiętam 600-lecie UJ-u w roku 1964; szłam przebrana za średniowieczną mieszczkę w pochodzie historycznym, na którego czele niesiono transparent o treści „600 lat od Kazimierza Wielkiego – do Małolepszego".
W latach 70-tych już trochę inny był Kraków w oczach uczennicy podgórskiego liceum. Do centrum jeździło się dalej tramwajem lub szło pieszo po lekcjach np. do koktajl-baru na Szewską lub do empiku na plac Szczepański. Odkrywałam nowe, ciekawe strony miejskiego życia, ale nadal znałam miasto tylko ze spacerów znanymi ulicami lub z okien tramwaju nr 8, którym dojeżdżałam najdalej do placu Wolności.
W czasach studenckich, czyli jeszcze w latach 70-tych, poznawałam miasto coraz lepiej. Wiedziałam już o nim znacznie więcej niż moi rodzice, którzy nie byli krakowianami. W tamtych czasach miasto było ciągle takie samo, prawie nic się w nim nie zmieniało. Dobre sklepy, kina, kawiarnie i restauracje były ciągle na swoim miejscu. Wspominam tę niezmienność z sentymentem; podobało mi się, że sklep obuwniczy firmy Chełmek był zawsze na Floriańskiej, a świetny sklep z tkaninami chyba o nazwie Merynos przez całe długie lata był na Grodzkiej. Czasem tylko przybywało coś nowego, jak np. w roku 1975 wysoka konstrukcja metalowa pod pierwszy krakowski wieżowiec, która wyrosła nagle tuż koło mojej uczelni, a po czterech latach zastygła w bezruchu i w tej postaci niezmiennie trwa do dziś, jako pomnik Krakowa bez makijażu właśnie !
W roku 1980 zamieszkałam bardzo blisko śródmieścia i wtedy dopiero poczułam się prawdziwą krakowianką. Do Rynku Głównego mogłam dojść pieszo prawie w 20 minut. A Rynek Gł. jest przecież bardzo ważny; jest wizytówką i najważniejszym placem Krakowa. Dobrze, że Rynku nie można przebudować, ani zabudować. Wejście na Główny Rynek zawsze poprawia mi nastrój; podoba mi się określenie, że Rynek to największy salon naszego miasta. Lubię spacerować po nim oraz po przyległych ulicach i patrzeć na fasady kamienic – sięgać wzrokiem znacznie wyżej niż partery budynków i handlowe szyldy nad nimi.
Kraków bez makijażu to niestety ten tworzony przez zachłannych deweloperów budowlanych i chciwych urzędników miejskich, którzy chcą zabudować każdy metr kwadratowy wolnej powierzchni i każdy kubik wolnej przestrzeni miasta. A miasto powinno przecież oddychać; powinno mieć tzw. ciągi wentylacyjne, zwłaszcza, że leży w niecce geograficznej. Słynny w Europie, a może i na świecie krakowski smog, ten z literą G na końcu, jest kolejnym przykładem i dowodem na to, że żaden makijaż nie pomoże gdy miasto się dusi, a razem z nim mieszkańcy i turyści. Kraków bez makijażu zatem naprawdę istnieje, jest szary, brudny i duszny.
Nasze piękne stare miasto u progu XXI wieku zyskało wiele nowych, czy odnowionych kolorowych budynków, ale znacznie więcej straciło na skutek nieodpowiedzialnych działań tzw. włodarzy miasta. Niestety sami ich wybieramy w wyborach samorządowych.
Dobrze, że krakowianie okazali władzom miasta wyraźny brak zaufania przy okazji forsowania przez magistrat szalonego pomysłu organizacji w Krakowie sportowych igrzysk zimowych w 2022 roku.
Sądzę, że Kraków ma znacznie więcej dobrych powodów do sławy i przyciągania pieniędzy niż imprezy sportowe. Na koniec wspomnę jeszcze plagę, która niszczy urodę i sławę naszego miasta - jest to głupota i ciemnota niektórych nastolatków płci męskiej pretendujących do miana kibica piłki nożnej, w efekcie czego na ścianach wielu budynków stale widnieją bzdurne, szpetne napisy, a co gorsza przerażają one turystów przybywających z USA i Izraela.
Jednak mój, ten bardzo mój prywatny Kraków, nawet bez makijażu - jest piękny.