Wycieczka do kopalni Guido
Pojechałam zwiedzić kopalnię nieświadoma tego, co zobaczę, przeżyję, czego się nauczę. Myślałam: jedno z wielu miejsc, które widziałam lub jeszcze zobaczę. Przesuwające się w oknie deszczowe pejzaże - w drodze z Krakowa do Zabrza - uśpiły mnie nieco.
Już podpisanie listy zjeżdżających pod ziemię i włożenie kasku zniwelowało senność. Dawka adrenaliny od razu poruszyła wyobraźnię i zwiastowała przygodę.
Sam zjazd wywołał emocje a dramaturgia wciąż rosła. Przewodnik opowiadał ze swadą, wiarygodnie, czasem żartobliwie i uczłowieczał ten podziemny, nieprzyjazny świat.
Objawił mi się ten świat, jako niezwykły organizm; tyle precyzyjny, chłodny, rozsądny, co nieokiełznany i nieprzewidywalny. Bardzo dotykalny, materialny a jednocześnie owiany legendami. Skrajnie niebezpieczny sam dla siebie a zabezpieczany przez działania ludzi i osiągnięcia techniki. Organizmoświat, gdzie codziennie trzeba przełamywać własne słabości. Gdzie proza miesza sie z poezją. Organizm z trzewiami rur, kabli odpływów maszyn, taśm, oślepłych a potem padłych koni, gdzie w szaroczarną, zapyloną rzeczywistość wpada żółty płomyczek kanarka, który z góry jest skazany na śmierć po to, by ocalić ludzi. Organizm z krwi i kości pracujących górników.
Jeszcze myśl i poezja, która towarzyszy żywym istotom. Myśl musi być wyważona, ale często szybka jak błyskawica i celna jak pocisk. Poezja zaś i dramaturgia, to etos pracy z głęboko pojętą zasadą 'pars pro toto' i ' totum pro parte', to tłoczone czyste powietrze - płuca kopalni; radość powrotu na poziom 0 i szeleszczące w portfelu banknoty.
Dziękuję , że mogłam przez chwilę być częścią tej niepojętej istoty z jej historią, techniką, przecudnym językiem, folklorem, cierpieniem i humanizmem.