Wilk i lisKoalicja

- Gdzie ty tak pędzisz Zając – powiedział Niedźwiedź łapiąc Zająca za uszy - gdzie tak lecisz z tą łopatą większą od ciebie.
- Ałć, puszczaj! Nie powiem. Śpieszy mi się – pisnął Zając majtając nogami w powietrzu.
Zaciekawiony Niedźwiedź delikatnie postawił Zająca na ziemi, bacząc przy tym, żeby żadne z uwięzionych uszów, nie wypsnęło mu się z łapy.
- Nooo, mów. Bo jak nie, to – tu Niedźwiedź paskudnie skrzywił poobijana mordę i mlasnął, aż ślina pociekła mu po ryżej brodzie – bo jak nie, to pożałujesz.


Zając bezskutecznie próbował wyswobodzić zaaresztowane uszy, ale widząc bezsens tej szarpaniny, skapitulował.
- Powiem jak mnie puścisz.
- Puścić cię? Jak cię puszczę, to mi pryśniesz w krzaki i tyle cię będę widział.
- Słowo, że nie prysnę. Jaki ja mam interes w pryskaniu. Nie prysnę.
- Słowo? Nie pryśniesz? No to cię puszczę – Niedźwiedzia zżerała ciekawość, do czego Zającowi może być potrzebna taka ogromna łopata.
- Ale wiedz – powoli rozchylał zaciśnięte pazury - że jak pryśniesz, to z ciebie zostanie mokra plama, a z rodzina to już tylko na pasztet.
- Widzisz Niedźwiedziu - Zając ściszył głos do szepty i rozejrzał się dookoła – Wilk coś knuje. Bezczelny się zrobił i anarchię w lesie szerzy, a na Facebooku to takie podłe kłamstwa na ciebie wypisuje że strach. Jeszcze z tego jakieś zamieszki się zrobią, albo, nie daj Boże, zamach stanu? Kto wie, co on sobie w tym skołtunionym łbie wykombinował. Kto wie.
W Niedźwiedzia jakby piorun strzelił. Odkąd wprowadził w lesie dyktaturę, żyło mu się zupełnie dobrze. Opanował do perfekcji sztukę łamania prawa, zastraszania i karania. Obiecywał gruszki na wierzbie, mamił lepszym jutrem i luksusową norą dla każdego. Szczodrą łapą rozdawał to, czego nie miał, rujnował i niszczył. A tu nagle zaczyna coś zgrzytać.
- Wilk? Knuje? Mów. Mów. Dam ci za lojalność 500 +. Stworzymy razem przeciwko temu parszywcowi koalicję. Premierem cię zrobię, albo jakimś ministrem, czy cóś. Rodzinę masz dużą, to i dla nich coś intratnego się znajdzie. Dam im jakieś stanowiska w zarządzie czegoś tam, jakieś prezesury, przydupnikami kogoś ważnego zostaną. Bo ja wiem? Może nawet na placówkę do San Eskobar ich wyślę. Będzie dobrze. Trzymaj ze mną to nie zginiesz. A jako wisienkę na torcie dostaniesz czarną, wypasioną limuzynę służbową.
Niedźwiedź jak zawsze obiecywał, z góry wiedząc, że i tak nic nie da.
- A po diabła mi limuzyna. Przecież tu w lesie dróg nie ma. A po tych ścieżkach lepiej i bezpieczniej piechotą śmigać, niż rozbić się na pierwszej lepszej brzozie.
Ty mi lepiej z tą łopatą pomóż, bo ciężka jak z ołowiu. Już od samego niesienia ledwo żyję, a dół jeszcze muszę wielki wykopać.
Bo wykombinowałem sobie, że zrobię pułapkę na Wilka. Co on nam tu będzie mącił. Jak mi pomożesz, to dół w tri miga wykopiemy, zamaskujemy i zwabimy do niego tego oszołoma. Kiedy w niego wpadnie, ogłosimy święto dla całego lasu. Wilka sprzedamy do ZOO, ja obiecane benefity zgarnę, a ty dalej będziesz nas pięknie terroryzował i wykorzystywał. Takie prawo dyktatora.
Niedźwiedziowi rozbłysły oczy – dobrze to wykombinowałeś Zając. Sprzedamy skurczybyka, a zarobione pieniądze przepijemy. A co!
- Dawaj - Niedźwiedź złapał łopatę i zaczął kopać, aż furgało.
Zając usiadł w cieniu pod drzewem i pogwizdywał z cicha. Z Niedźwiedzia pot lał się strumieniami.
Dół był coraz większy i coraz głębszy.
Zając od czasu do czasu zaglądał do środka i pokrzykiwał:
– Głębiej! Głębiej! Żeby nam nie uciekł, patałach jeden, rewolucjonista, wichrzyciel, śmierdziel!
Niedźwiedziowi ze skołtunionych kudłów buchała para jak z parowozu. Na nienawykłych do pracy łapach wyrosły bąble jak meduzy.
W końcu, kiedy dół był tak głęboki, że nawet gdyby dwa niedźwiedzie stanęły jeden na drugim, to i tak nie udałoby się im wydostać, kompletnie wyczerpany Niedźwiedź padł jak nieżywy i zawołał:
- Zając! Gotowe! Podaj drabinę!
Ale odpowiedzi nie było.
Pod drzewem Zając z Wilkiem stworzyli właśnie nową koalicję. Poszeptali coś, przybili piątkę i uścisnęli sobie łapy. Potem nachylili się nad dołem, w którym siedział Niedźwiedź i pokazali mu gest Kozakiewicza.
Wilk walnął z całej siły Zająca w plecy, podniósł polec do góry i powiedział – no!
Zadarł ogon i pobiegł w las wprowadzać wilcze prawo.
Zając pogrzebał w krzakach, wyciągnął butlę wody i zawiniątko z jedzeniem. Rzucił to wszystko ogłupiałemu Niedźwiedziowi i uśmiechnął się przymilnie.
- Wrócę juto, przyniosę ci trochę miodu i koc. Ze mną nie zginiesz.
Zarzucił łopatę na ramię i pokicał do rodziny.

Morał:
Z koalicją jak z łopatą. Zawsze można nią pod kimś dołek wykopać.

Joomla Template - by Joomlage.com