Moje przemijanie
21 955 dni
526 920 godzin
52 692 060 minut
3 161 523 600 sekund plus dzień dzisiejszy – to moje przemijanie.
W każdej, najkrótszej nawet chwili z tego czasu byłam, żyłam, istniałam. Każda z tych chwil jest moim byciem, moim życiem, moją historią.
* Kiedy miałam 4 lata, drzazga z rąbanego drzewa wbiła mi się w oko. Podobno była krew, ból i operacja. Ja pamiętam tylko, że do szpitala jechałam samochodem i to na przednim siedzeniu. Może jeździłam już wcześniej, ale z przodu – nigdy.
* W szkole podstawowej zdobyłam pierwsze miejsce w wojewódzkim konkursie recytatorskim. W nagrodę dostałam książkę o wyższości Związku Radzieckiego nad resztą świata. Na ostatniej stronie wbita była ogromna pieczątka – egzemplarz bezpłatny.
* W moim niemieckim życiu było dużo stresów. Kiedy było mi bardzo źle, kupowałam paczkę Raffaello. Do dziś te czekoladki to moja pocieszanka.
* W RPA „prawie” zabiłam człowieka. Byłam w domu sama, kiedy w środku nocy usłyszałam jakieś hałasy. Ktoś przesuwa meble, zrzuca coś z szafek, szperał, biegał – strach. Włosy stanęły mi dęba. Jak nic włamywacz. Zaraz mnie zamorduje. Cichutko wstałam, wyjęłam z szafki nocnej pistolet, odbezpieczyłam. Jak duch skradałam się w stronę kuchni. Byłam gotowa zabić. I wtedy prosto pod nogi wpadły mi dwa koty. Mój i jakiś dziki, który wszedł przez okno w poszukiwaniu kolacji. Nie strzeliłam. Mój dzielny kocurek tak skutecznie bronił swojego terytorium, że moja interwencja nie była potrzebna.
* Z wycieczki do Zimbabwe przywiozłam sobie gorączkę kleszczową. Podobno nieleczona uszkadza mózg. Moja była leczona. Ale czy mogę być pewna, że gdy ja leżałam z malignie, gorączka nie rzuciła się podstępnie i nie powyszarpywała mi sporych kęsów w zwojach szarych komórek?
* W Namibii jadłam kiełbasę z foki. Jej rybi zapach był tak intensywny, że każdy kęs popijaliśmy wódką. Inaczej nie dało się przełknąć. Do dziś na wspomnienie tamtego Kaca giganta boli mnie głowa.
* Katar. Sylwester 2000. Całą noc tańczyłam na balu w hotelu Sheraton. Miałam srebrzysto niebieską sukienkę i niebotycznie wysokie szpilki. Nie mam już tej sukienki i tych szpilek. Szkoda.
* Z Anią i Grzesiem zaprzyjaźniłam się od pierwszych dni mojego śląskiego życia. Mieszkaliśmy razem, razem pracowaliśmy i razem chowaliśmy dzieci. Wspólne święta i wspólna codzienność. Grześ odszedł 6 lat temu. Ania wkrótce po nim. Przeminęli tak szybko. Z kim będę teraz słuchać różowego winylu z Presleyem? Kto upiecze dla mnie babeczki z poziomkowym kremem?
* Kiedyś ugryzł mnie skorpion. Cóż, on tego nie przeżył, ja tak. Może od tej pory krążą w mojej krwi resztki jego trucizny? Może dlatego czasami jestem taka jadowito-złośliwa?
* Miriam zawiozłam na porodówkę w środku nocy. Tarika urodziła prawie na moich rękach. W jej wsi nazywali go „polskim dzieckiem”. Opiekowałam się nimi i pomagałam jak tylko mogłam. Po trzech latach wyjechałam. Oni przeprowadzili się do środkowego Omanu. Straciłam z nimi kontakt. Jak teraz wygląda maleńki Tarik? Jak długo będą o mnie pamiętali?
* Kiedyś mój pięcioletni wnuk zapytał:
- Babciu ile ty masz lat?
- Mam 50.
- O, to jesteś bardzo, bardzo stara.
- No, jestem stara.
- A nie wyglądasz, że jesteś taka stara.
- Jeśli chcesz to się postaram. Ubiorę się w babciowate ubranie, założę chustkę i będę chodzić z laseczką.
Wnuczek zastanowił się przez chwilę i wspaniałomyślnie powiedział:
- Nie, zostań sobie już taka jaka jesteś. Chyba nawet tak wolę.
I tak zostałam. I trwam.
* Każda z tych chwil to moje bycie, moje życie, moja historia. Takie właśnie jest moje przemijanie.
Na szczęście pochodzę z rodziny długowiecznej. Może ja również, gdzieś tam w gwiazdach, mam zapisane jeszcze dużo lat, dużo miesięcy, dużo wiosen i jesieni. Kto wie? Może?