oczy1TWARZE

Pociąg powoli wtacza się na peron. Kłębiący się, rozgorączkowany tłum już gotuje się do szturmu. Pierwszy dzień wakacji co roku na wszystkich dworcach wygląda tak samo. Istne szaleństwo. Przepychanki, wyzwiska, awantury. Byle zdobyć miejsce siedzące, byle wejść, wepchnąć się na początek, potem jakoś będzie. Czerwone, nabrzmiałe twarze, spocone karki i mokre posklejane włosy. To nie ważne. Ramiona muszą być mocne, a łokcie sprawne.
- Pani uważa z tą torbą! No i gdzie się pcha?!  Pełne nienawiści spojrzenie zawisło jak czarne ptaszysko nad głową Agaty. – Nie widzi, że człowiek starszy i wejść musi?

Przerażona Agata spojrzała w górę i napotyka ciskające pioruny oczy zażywnego jegomościa. – Jeszcze się gapi, gówniara, no, co się gapi?  Starszy pan nie ustaje w zaczepkach.

– Nie wychowali panienki rodzice, nie mówili, że starszym ustępować trzeba? – triumfującym wzrokiem i cynicznym uśmieszkiem wodzi po zbitym przed drzwiami wagonu tłumem. Ale w twarzach tych ludzi nie znajduje zrozumienia. Odbija się w nich tylko niechęć, wrogość i zmęczenie, mimo iż podróż właściwie się jeszcze na dobre nie zaczęła.
Kiedy wszyscy ulokowali się już w przedziałach, zdobytych z takim poświęceniem, sporo osób musi zadowolić się miejscem na korytarzu. Agata stawia torbę na podłodze przy przejściu między wagonami. Uff! To tylko pięć godzin, jakoś wytrzyma. Ostatnie dwie noce nie spała prawie wcale, a od wczoraj nie miała nic w ustach. To musiało się odbić na jej twarzy. Wyjmuje z torebki lusterko i nie podoba jej się to co widzi. Fioletowe podkówki pod oczami, blada, ziemista cera i szare, przyklapnięte włosy. Przy swoich siedemnastu niespełna latach wygląda na znacznie starszą. Oczy jej się tylko podobają. Takie niebieskie....
Po jakimś czasie z braku zajęcia zaczyna przyglądać się uważniej współpasażerom podróży. Jadą na urlop, wypocząć. Te same osoby, tam, na peronie spięte, rozgorączkowane, niczym sępy gotowe do skoku, tu w przedziałach, siedząc rozmawiają o czymś radosnym, śmieją się. Agata nie słyszy o czym mówią. Może o dzieciach, może wspominają, planują i marzą. Ot, beztroska pogawędka. Roześmiane oczy pani z pierwszego przedziału nagle krzyżują się ze spojrzeniem Agaty. Taka jasna, taka pogodna, musi być miła. - Tak mogła by wyglądać moja mama – myśli dziewczyna, a kobieta raz po raz zerka w jej stronę. Brunetka, zadbana, koło czterdziestki. Ale te oczy, tak intensywnie niebieskie, jakby nie były prawdziwe. Jest w niej coś, czego Agata nie rozumie. Może dobroć, może współczucie, a może zupełnie coś innego?
Nagle kobieta wstaje, przeprasza mężczyznę, który drzemie z wyciągniętymi przed siebie nogami i wychodzi na korytarz. Podchodzi do Agaty, a ta czuje, że się czerwieni. Są tego samego wzrostu i podobnej budowy.
- Dokąd jedziesz? – pyta.  - Kobiecie siedzącej koło mnie buzia się nie zamyka. Znam już chyba jej cały życiorys, a do Gdańska jeszcze trzy godziny. Jak masz na imię i gdzie tak sama podróżujesz, dziewczynko o smutnym spojrzeniu?
- Mam na imię Agata. Czy aż tak widać, że nie jadę na wymarzone wakacje?
Obie jednocześnie roześmiały się głośno.

- Chyba na dobre wyjechałam z domu, jadę do ciotki, siostry mamy, do Wrzeszcza. Podobno jest fajna. Mama zmarła kiedy się urodziłam, a ojciec... Szkoda gadać. Było okropnie...  Właściwie nie wiem, czemu to pani mówię.
Agata przerwała zdumiona reakcją nieznajomej. Kobieta zbladła, zachwiała się, a na twarzy na przemian pojawiało się niedowierzanie, strach, radość i przerażenie. Omal nie upadła.

- Czy twoja ciotka ma na imię Krystyna?  Spytała niemal szeptem i przez ściśnięte gardło.
- Tak... Ale skąd pani.....
I nagle wiedziała.

Anna Okrzesik

 

Joomla Template - by Joomlage.com