Peron
Pociąg miał już spore opóźnienie, a właśnie zapowiedziano kolejną godzinę. Dziewczyna w megafonie śmiesznie przeciągała końcówki. A dykcja! Skąd oni je biorą! Główny dworzec w stolicy, a te dalej - Piętnasta czydziści czy. Z peronu czeciego. W pewnych kwestiach nic się tutaj nie zmieni – pomyślałeś, jednocześnie zastanawiając się co ze sobą zrobisz przez następną godzinę. Słońce powoli zachodziło i oblizywało ciepłym jęzorem tę twoją całkiem przystojną twarz z trzydniowym zarostem. Przymknąłeś oczy i postanowiłeś że nigdzie się stąd nie ruszysz. Jakoś wytrzymasz. Nagle z zamyślenia wyrwał cię natarczywy, piskliwy głosik tuż przy uchu. Kupi pan różę?
- Nie. --Odpowiedziałeś odruchowo, lokalizując dwa czarne wpatrzone w ciebie węgielki oczu, tuż przy twoim nosie. – Pan nie śpi, tu strasznie kradną. Pan kupi różę! – Spadaj – powiedziałeś i już ci się zrobiło żal tej małej, kiedy wydęła usteczka udając obrażoną. – No dobra, ile? – spytałeś, a te węgielki na powrót się rozjarzyły. Siedzisz tu teraz z tą absurdalną różą na kolanach i wyglądasz jak idiota. Na peronie pojawiło się już kilka osób. Mężczyźni, albo czytali gazetę, albo co młodsi grzebali w swoich telefonach. Natomiast kobiety? Uwielbiasz je obserwować. Prawie nigdy w miejscach publicznych nie zachowują się naturalnie. Te starsze tak. One już nic nie muszą. Nie muszą intrygować, nie muszą błyszczeć, czegoś udawać. Starsza, elegancka kobieta w szybie kiosku poprawia apaszkę. Myślisz, dla lepszego okrycia, czy może pamięć materiału, pozostałość po kokieterii. One wszystkie są tak cholernie schludne. Już u twojej matki cię to wkurzało. Guziczki równiutko. Berecik równiutko i równiutki szef na pończosze. A równiutko to ma być pod sufitem. I starczy. To wspomnienie lekko cię zirytowało, ale oto na peron wbiegły trzy roześmiane dziewczyny. No jasne, pomyślałeś, kolejne klony Britney Spears. Głośno komentują wczorajszą imprezę, co chwilę wybuchając kaskadami głośnego, zbyt głośnego śmiechu. Drażni cię to, ale przecież nie zwrócisz im uwagi. Teraz dziewczyny są jakieś inne. Bardziej wyluzowane, wulgarne. Małe żmijki. Mogły by cię pociąć na plasterki, tymi ostrymi języczkami, pełnymi jadu i zawziętości. Znają dziesięć słów na krzyż, a słowotok godny pozazdroszczenia. Było super! Ty, ale masakra! No zajebiście! – klony wykrzykiwały, by dodać ekspresji tej gównianej imprezowej historii. Już gdzieś pobiegły. Masz nadzieję, że się rzucą pod najbliższy pociąg. Peronem przetacza się okrąglutka, zamotana w za duży płaszcz postać. Najpierw ją czujesz nosem, potem pojawia się przy sąsiedniej ławce. Z całym dobytkiem w plastikowych torbach. Życie upchane tam ma. Calutkie. Jak to jest, że nigdy nie widziałeś chudej bezdomnej. Fascynują cię jej buty. Męskie, grube, pokryte ceratą. Trzy, albo cztery numery za duże. Czy tam się upycha gazety? Kobieta zagląda do pobliskiego kosza i wyciąga pustą puszkę po coli. I takie same są jej oczy, kiedy omiata cię spojrzeniem. Zupełnie puste. Już miałeś sięgnąć do kieszeni i dać jej jakieś drobniaki, ale wtedy na peron wtacza się powoli twój pociąg. Wstajesz więc z ławki, bierzesz tę głupią różę i idziesz wzdłuż peronu zaglądając w zmęczone podróżą twarze. Po ostatnim rozstaniu nie byłeś pewny, czy przyjedzie. Nagle usta same rozciągają ci się w szerokim uśmiechu. Widzisz go w drzwiach wagonu. Jednak przyjechał. Stoicie przytuleni na pustym już prawie peronie