Poranki  czy  Wieczory

Poranki, czy wieczory. Nie ma odpowiedzi, bo nie sposób porównać i wybrać. Poranki, wieczory i to co pomiędzy nimi to przecież nasze życie. Biegnie sobie ono według scenariusza, który z większym lub mniejszym entuzjazmem realizujemy. Czasem wydaje się nam, że mamy nań jakiś wpływ i wtedy na sercu nam radośniej. Próbujemy planować, ustalać priorytety, cele. Dyrdymałki takie, bo ono i tak pójdzie swoją drogą.
Poranki, gdy zaczynają dzień w perspektywie radosny, są takie jak perspektywa. Jeśli jeszcze świeci słońce, to chce się żyć. Odmiennie, gdy budzi się dzień pełen trudnych zadań, niechcianych obowiązków czy niemiłych wizyt. Gdy za oknem ponurość to jedynym co przychodzi do głowy jest pozostanie w łóżku, jeszcze chwilę, jeszcze pięć minut jeszcze do 8;30. W końcu zwlekamy się z łóżka i bez entuzjazmu podejmujemy wyzwanie.
Podobnie z wieczorami. Po dniu radosnym, wieczór staramy się przedłużyć, przeżyć, miło wykorzystać. Po ciężkim, męczącym i stresującym najchętniej uciekamy od niego w sen.

Rankiem
Lubił ten poranny sobotni rytuał. Wstawał koło piątej. Niespieszna kawa na balkonie przy wtórze ptaków, mieszkańców budek i wnęk w murach kamienic otaczających podwórko.

Ta zielona enklawa pełna drzew, krzewów i kwiatów pozwalała zapomnieć o zgiełku i zapyleniu dużego miasta. Po kawie szedł na targ. Dawniej towarzyszyła mu żona. Od wielu lat to on zajmuje się domowymi zakupami. Krótki spacer do Placu w chłodzie poranka, ulicami słońcem rozświetlonymi.
Stół przed panią Hanią pełen mięsnych i nabiałowych specjałów. Pęta kiełbasy pachnące czosnkiem i dymem wędzarni, w cieniutkiej skórce z jelita. W przekroju mięso z nielicznymi wtrąceniami tłuszczu i charakterystycznym ciemniejszym jądrem. Obok boczki w paskach. Mięsne, skromnie przerośnięte tłuszczem, ciemne od wędzenia i nim pachnące. Jeszcze kaszanki i pasztetowa. Na zamówienie wiosną bywa też jagnięcina.
Obok wędlin, nabiał; jego delikatny kwaskowaty zapach zachęca do spróbowania wszystkiego co na stole. Są tu sery w grubych plastrach o kształcie serca z odciśniętym splotem tkaniny, w której były formowane, bundz w półkulistych kawałkach, śmietana gęsta do chleba smarowania się nadająca i masło w kawałkach walcowatych, z wierzchu kopulastych, z charakterystycznymi ozdobnymi wgłębieniami.
Skosztujcie panie mówi pani Hania i podaje kawałki swych produktów. Tu najdłużej robię zakupy. Trzeba spróbować wszystkiego co na stole, wybrać, ustalić ilość i kupić – zawsze więcej niż na liście – no i porozmawiać trzeba, co słychać , jak zdrowie, co u niej, co u nas. Ot, znajomość od dziestu lat zobowiązuje.
Teraz jeszcze pomidory, ogórki i jabłka u pana Zygmunta, bakalie w budce pani Zosi, łosoś i śledź w oleju „Rarytas” w kiosku rybnym i do domu na śniadanie.

Wieczorem
Tak jak co roku nakryła stół w salonie pomarańczowym obrusem, ustawiła talerze, bulionówki, kieliszki, sztućce i malachitowe świeczniki. Przelała wino z butelki do karafki. W kuchni wstawiła do piekarnika paszteciki z mięsem i grzybami. Włączyła palnik pod zupą dyniową. Spojrzała na zegarek. Już czas. Wróciła do pokoju. Przyciemniła lampy i zapaliła świece. Ich migocące światło przywołało wspomnienia. Zamyśliła się.
- Pięknie to przygotowałaś Basiu
- Zamyśliłam się. Nie słyszałam jak wszedłeś
- Bo i cicho wchodziłem. To dla ciebie kochanie
- Jaki piękny. Skąd wiedziałeś Janku?
-To proste. Pamiętasz jak pół roku temu weszliśmy w galerii do salonu z biżuterią. Długo ten pierścionek oglądałaś, mierzyłaś i z westchnieniem oddałaś.
- Bo był zbyt drogi
- Wtedy tak – dziś nie. Przecież to nasze czterdziestolecie
- Dziękuję Ci kochany. Nalej wina, a ja podam zupę
Rozmawiali. Wspominali. Śmiali się. Jan puścił płytę Paula Anki. Tańczyli przytuleni, rozmarzeni. Przy You Are My Destiny powędrowali do sypialni. W pośpiechu pozbyli się ubrań. Przywarli do siebie. Stworzyli jedność. Usnęli szczęśliwi.

Joomla Template - by Joomlage.com