Od początku do końca
Trafili na siebie podczas przyjęcia. Zaczęli się spotykać, poznawać. Coraz bliżej i bliżej. Pierwsze pocałunki, narastająca bliskość. Dwoista jedność. Spełnienie. Szaleńczy wyścig do celu. Jeden zwycięski dociera i łączy się. Pozostałe giną, już niepotrzebne. Powstaje pierwsza komórka. Dzieli się, potem następna, następna i kolejne. Powstaje życie. Mijają dni, tygodnie, miesiące. Ciepło, bezpiecznie, spokojnie.
Nagle ucisk, parcie, wypychanie. Wokół zimno, jasno, nieprzyjemnie. Pierwszy krzyk. Pierwszy ból. Pierwsze przytulenie. Cichy miły głos, ukojenie głodu, uspokojenie. A potem już stale coś pierwszy raz. Potem kolejne, już znajome, powtarzalne. I znów coś nowego, przedszkole, szkoła, studia, praca. W międzyczasie pierwsze zauroczenia, pierwsze zadurzenia. Poznawanie, szukanie zrozumienia i akceptacji. Pierwsza miłość. Pierwsze i nie opuszczę cię aż do śmierci. Pierwsze dziecko, potem następne. Pierwsza kłótnia. Pierwsze pogodzenie. Potem to już wiadomo. Powoli rutyna. Powtarzalne rytuały. Przyzwyczajenie?
Czy może wreszcie dojrzała miłość. Potem wnuki, poznawanie od nowa już innych o pokolenie dzieci. Próby ich zrozumienia. Radość miłości bez obciążeń i obowiązków. Wchodzenie w kolejny etap ziemskiej podróży. Mnóstwo czasu wolnego. Poszukiwanie sensu dalszego istnienia. Narastające ograniczenia, próby ich pokonania, bezskuteczne.
Czas płynie nieubłaganie. Trwa przemijanie.