PREZENTY (rozważania)
Prezenty się daje, prezenty się otrzymuje. Przy tej okazji wymagane są podstawowe umiejętności :
- tak dawać, żeby obdarowany nie czuł zakłopotania lub niesmaku, bo np. wartość prezentu znacz-nie wykracza poza status obdarowanego (blady strach przed ew. rewanżem), albo jest wręcz niesto-sowny (alkohol dla alkoholika czy abstynenta, słodycze dla diabetyka),
- tak przyjmować, żeby sprawić przyjemność darczyńcy (uśmiech, miły komentarz – oczywiście po wcześniejszym rozpakowaniu).
Szczera obustronna radość ma miejsce wtedy gdy prezent jest trafiony, od serca. Na pewno piękne
i wzruszające są prezenty dzieci dla rodziców czy dziadków: pierwsze laurki, malowanki, mozolne wyklejanki czy próby ręcznych robótek, potem pieczołowicie magazynowane bądź umieszczane w specjalnym, do tego przeznaczonym kąciku „pamiątek”. Ekspozycje może mało piękne i bez war-tości dla postronnych osób, ale jakże ważne dla młodych „artystów”, jak istotne i cenne dla później-szych więzi z dorosłymi, ale też do budowania dobrych relacji z kolejnym pokoleniem…
Sięgam pamięcią do czasów trudniejszych niż obecne pod względem zasobności i dostępności do dóbr wszelakich, ale zdecydowanie bogatszych w pomysły i zaangażowanie „upominkowe”. Z roz-rzewnieniem wspominam podarunki od dzieci, choćby kalendarze książkowe uzupełniane dopis-kami czy rysunkami, z zaznaczonymi ważnymi dla rodziny datami urodzin, imienin i innych wyda-rzeń; czy fotograficzne albumy z dowcipnymi opisami osób i sytuacji… Dorośli też nie poprzesta-wali wtedy na „sklepowych gotowcach”, bo nie za bardzo było w czym wybierać. A więc pozos-tawało np. wyjście do kina z lodami po seansie, wycieczka do zoo czy jakaś wycieczka za miasto i dołożony w ramach prezentu chlebak albo mały plecak albo latarka albo termosik.
Obecnie może się to wydawać całkiem zwyczajne, pospolite i „nieprezentowe”, ale takie nie było, skoro się pamięta.
Tzw. „schody” zaczynają się wraz z burzą hormonów. Z hormonami nie jest lekko w żadnym cza-sie. Dorośli nie nadążają za modą, nie rozumieją gustów młodzieży, czują niemałe zakłopotanie gdy zdarzy się im usłyszeć „Szkoda kasy! kupować dla samego kupowania? Przecież to nie ma sensu!”, i sami odwzajemniają się młodym podobnie: „Ja nic nie potrzebuję, te zabiegi w SPA to już nie dla mnie, książki pożyczam w bibliotece…”. Szczęśliwie w sprzyjających okolicznościach udaje się posiedzieć chwilę przy kawie z ciastkiem, porozmawiać, i wtedy pada uprzejma propozycja „To może kiedyś zgramy się w czasie i coś razem wybierzemy?” I każdy ma uczucie, że to już nie to co dawniej, że ta propozycja jest troszkę z obowiązku, troszkę na siłę, bo tak wypada. Brak szczerości i spontaniczności niestety. Okazja była, kawa wypita, pomysł na resztę jest, sprawa z głowy. Uff.
A jak wyglądają okazjonalne spotkania w rówieśniczym koleżeńskim gronie? Kiedy mamy dość flakonów, wazonów, serwetek, portfelików, kosmetyczek, filiżanek itp., itd.? Kiedy żadnej z tych rzeczy już nie potrzebujemy, a kosmetyki wolimy sobie sami kupować? Kiedy wyczerpały nam się pomysły na dowcipne wierszowane bileciki załączane do kwiatów?
No cóż…, skoro spotykamy się przy stole – to może coś na stół? Kawa, herbata, butelka wina, oliwa, zestaw egzotycznych przypraw, czy bakalii… a do tego oczywiście dobry nastrój i dobra pamięć przy wspominaniu jak to w siermiężnych czasach naszej młodości było miło, jak nas cieszył każdy drobiazg i z jaką niecierpliwością czekaliśmy na kolejne spotkanie i coraz to nowe pomysły.
Może na tym poprzestańmy. Unikajmy bylejakości.
Na koniec przytoczę fragment zasłyszanej rozmowy telefonicznej: „A z prezentem to się nie martw, kupi się kartę podarunkową. Zrobimy składkę. Wszystko jedno: Lidl czy Rossmann albo Auchan, na Sephorę nie będziemy się wysilać, bo to niepraktyczne i za drogie. No a w takiej Biedronce to weźmie albo flaszkę, albo jakieś słodycze czy owoce, albo żel do prania, co akurat będzie potrze-bować. No i z głowy, nie nasz problem. Na zachodzie od dawna już tak robią i dobrze jest.”
O tempora, o mores!
Ewa Zdziejowska
styczeń 2021