Niecierpliwość
Przeciera szybę swojej wdowiej chatki rękawem starego, połatanego swetra. Sam wszystko naprawia odkąd Maria odeszła, zostawiając go z synkiem. Pamięta tę upiorną noc kiedy wydała na świat Zenusia. Uśmiechnęła się słabiutko, przytuliła dzieciątko i zgasła. Potem już radzili sobie sami. Nie mógł zapomnieć ukochanej żony. Chłopak rósł zdrowo, był bystry, zdolny, chciał się uczyć. Skończył studia i został w mieście. Dumny Józef obnosił po wsi wieści, że jego Zenuś został inżynierem, poszedł w dyrektory i dobrze się ma.
Mróz w tym roku trzyma siarczysty, ziemię skuwa lód. Groźna zima nie ustępuje. Ale nic to. Jest niecierpliwy i wyczekujący. Postanowił, że w te święta pojedzie w odwiedziny. Już mu pewnie niewiele życia zostało. Pakuje wiktuały do tobołka. Przepasuje starym, skórzanym paskiem. Trzepie kościelną kapotę, rychtuje najsolidniejsze buty. Droga długa, nie może przemarznąć.
Niecierpliwość i radość wzmagają się, kiedy Józef zbliża się do synowskich drzwi. Serce wali jak szalone. Strudzone ciężkim życiem i tobołkiem dźwiganym na drugie piętro.
Zaraz go zobaczy, weźmie w ramiona jak przed laty. Za drzwiami słyszy rozbawione głosy świętującego towarzystwa.
Naciska dzwonek.
Zenuś, synku kochany, tylem czasu jechał PKS- em, będziem razem na święta. Tylem lat cię nie widział.
Rozbawione towarzystwo milknie, twarz gospodarza tężeje.
Nie znam pana, trafił pan pod zły adres.
Nierozumiejące Józefowe usta zaczynają poruszać się w niemym szepcie: "... i odpuść nam nasze grzechy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom... "
Nagle wszystko zaczyna wirować, tańczyć w chocholim tańcu i znika.
Izabella Bociańska