Historia brylantowego pierścionka
Trzy kobiety, trzy siostry, trzy damy. Moje ciocie. Dwie z nich pozostały tajemnicą przefiltrowaną nieco przez rodzinne opowieści. Trzecia - Janeczka - towarzyszyła mi przez całe dzieciństwo i młodość. Spotkania z nią były świętem. Czekałam niecierpliwie na jej przybycie. Siadając przy stole zajmowałam zawsze miejsce przy niej i wtedy ożywała magia wspólnych chwil. Była bezdzietna lecz dzieci kochała czule. Jej fiołkowe oczy patrzyły ciepło kiedy gładziła mnie po płowych włosach szepcząc cichutko do ucha; "moja ty Izabelko".
Snuła niezwykłe opowieści o czasach minionych. Z perspektywy swojej dojrzałości widzę ją odrealnioną w czasach siermiężnej komuny; kobietę porzuconą przez męża, której przyszło wieść samotne życie. Była niezwykła, eteryczna; ubrana pastelowo, najczęściej w błękity. Całą otaczała jakaś błękitna aura. Wyglądała zjawiskowo.
Wypielęgnowane piękne dłonie ozdabiał jedyny pierścionek z brylantem. Nie mogłam oderwać od niego wzroku.
Kiedy przy okazji rodzinnych spotkań wypijała maleńki kieliszek nalewki, jej oczy zaczynały lśnić szczególnym blaskiem, policzki uroczo różowiały, na ustach wykwitał tajemniczy uśmiech.
Już wiedziałam, że zaraz nastąpi magiczny moment, kiedy ciocia czystym sopranem zaintonuje: ,,Złoty pierścionek, złoty pierścionek na szczęście. Złoty pierścionek kataryniarza jedyny. Złoty pierścionek na szczęście każdej dziewczyny".
Złoty pierścionek... Nigdy nie dowiedziałam się, skąd pochodził, ani jaką skrywał tajemnicę.
Ciocię otaczały cenne przedmioty: obrazy, chińska waza, bawarska porcelana, którą podarowała mi z okazji ślubu.
Nic jednak nie zapadło w pamięć tak głęboko jak ów brylantowy pierścionek. Meandry dziecięcej wyobraźni połączyły pięknego męża cioci, od którego zapewne go dostała - z kataryniarzem i jego złotym pierścionkiem z błękitnym oczkiem dającym szczęście dziewczynie.
Po śmierci cioci pierścionek przepadł. Zobaczyłam go kiedyś na palcu innej kobiety. Wywołał nostalgię, lecz ciocia z szelmowskim uśmiechem położyła palec na ustach dając mi do zrozumienia, że niech już tak pozostanie.
Dziś przypominają o niej patrzące na mnie z portretu fiołkowe oczy tej trzeciej, staromodnie uczesanej z różami rozkwitłymi przy dekolcie sukni. Niegdysiejszej pani w podkrakowskim dworku.