Telefon komórkowy

Świat toczy nieprzerwanie swoje, raz leniwe to znów, spienione nurty.
Po drogach mkną coraz szybsze samochody, przepełnione elektroniką.
Na kolei przyśpiesza Pendolino. W fabrykach, rozlokowanych w trzecim świecie roboty i tania siła robocza, produkują żywność dla bogatej północy.
Homo sapiens buduje inteligentne domy, w których nawet lodówki przejmują od człowieka funkcję myślenia. Ludzie kochają przedmioty, uwielbiają zabawki, nie rozstają się z gadżetami. W Krakowie jeżdżą najpiękniejsze w Polsce tramwaje „Krakowiaki”. Ale jeżdżą też starsze modele.

Z przystanku „Starowiślna” w kierunku Hali Grzegórzeckiej, potem do jednego i drugiego Ronda i dalej do Nowej Huty ruszył tramwaj „dziewiątka”, starego typu, taki z charakterystyczną w poprzek długą kanapą, bodajże pięcioosobową. Na kanapie menel krakowski dopija z butelki piwo marki „Tatra”. Po przeciwnej stronie na pojedynczym siedzeniu w kierunku jazdy nazbyt egzaltowana mieszczka krakowska dokańcza rozmowę, którą prowadziła przez telefon komórkowy. Łokietek ma za bardzo w bok odchylony a mały paluszek od dłoni, która trzyma telefon sterczy do góry jak antenka. „No to pa, papapa.” Menel dopił piwo. Odwrócił przed sobą butelkę dnem do góry, by odcedzić na podłogę kilka kropel zanim schowa ją do reklamówki, gdyż te krople zapewne wyciekłyby i nieprzyjemnie zapaskudziły reklamówkę od środka. Bardzo niemiło później dłoń włożyć do takiej zafajdanej reklamówki. Menel oparł się wygodnie na kanapie. Jego omszałe oblicze promieniowało rozanielonym uśmiechem prawdziwie wolnego niebieskiego ptaka. Ten uśmiech mógł być efektem ubocznym po wypiciu piwa, które dotarło do krwioobiegu. Mogła go też wywołać mimowolnie rzeczona wcześniej mieszczka, bo była zabawna. Menel zaczął przemawiać. Z zamierzenia trochę za głośno. Było go słychać w całym tramwaju.
„Poszedłem sobie kiedyś do lasu na grzyby. Znalazłem fantastyczne miejsce. Nazbierałem tyle grzybów ile tylko zdołałem udźwignąć. Same borowiki. Miałem przy sobie telefon komórkowy. I namierzyli mnie skurczybyki. Gdy pojechałem w to samo miejsce za parę dni, grzybów nie było już wcale. Tylko poobcinane korzonki. Zebrali wszystko przede mną. I nigdy tam już nie znalazłem grzybów. Innym razem poszedłem sobie na ryby. Brały aż miło. Okonie, szczupaki nawet suma złapałem. Ledwo zdołałem dotaszczyć do domu, tyle złowiłem. I znowu miałem ze sobą telefon komórkowy. I znowu mnie namierzyli. I nigdy więcej już nic tam nie złowiłem. Zawsze był ktoś przede mną. Dlatego od tamtej pory nie noszę już ze sobą telefonu komórkowego.” Zebrał swoje reklamówki i wysiadł z tramwaju przy Rondzie Mogilskim.

Joomla Template - by Joomlage.com