Aberracje
wiejskiego listonosza
We dwóch stanęli przed drzwiami wejściowymi do małego wiejskiego domu. Aspirant Smutny popatrzył na swojego przełożonego podkomisarza Śmiesznego a gdy ten kiwnął głową nacisnął guzik dzwonka.
Za chwilę zrobił to jeszcze raz i jeszcze raz zanim drzwi się otworzyły i zobaczyli w nich właściciela.
Aspirant natychmiast zaczął mówić.
- Obywatelu listonoszu Dudek jest służbowe polecenie…
- Poczekajcie aspirancie – przerwał mu podkomisarz i zwrócił się do listonosza.
- Wpuść nas do środka Józek, przychodzimy do ciebie… jest sprawa…
- Do mnie… sprawa – powiedział cicho listonosz Józef Dudek – no skoro do mnie, to niech panowie władza wejdą.
Weszli.
- Może zrobię herbaty – powiedział listonosz.
- Józek, nie będziemy pili żadnej herbaty – powiedział podkomisarz.
- Przychodzimy służbowo. Prokuratura zleciła nam śledztwo, bo mieli informacje, że giną listy. Sprawa wygląda tak. Mamy, tu u ciebie, nakaz rewizji. Zaraz przyjdą chłopcy i przewrócą chałupę do góry nogami. Przychodzimy z aspirantem wcześniej, żeby zobaczyć, co i jak. Jeżeli masz listy to najlepiej oddaj je nam. Wtedy powiem chłopakom, żeby nie wchodzili i nie urządzali cyrku w twojej chałupie. Po co nam taka jatka we wsi, nie. To masz listy, czy…
- Zabierzecie listy? – Powiedział pytająco listonosz.
- Przejrzymy wszystkie papiery, jakie tu masz.
- To może jednak zrobię herbaty?
- Bez herbaty, Józek.
- Potrzebuję czasu komisarzu.
- Ile? Po co?
- Muszę pomyśleć.
- To znaczy, że masz coś w domu? Józek, nie ma o czym myśleć. Chłopcy wejdą i wszystko znajdą. Oddaj bez bicia… he, he, he – taki żart, a poważnie Józek to nie masz wyjścia.
Chwilę stali w trójkę w obszernym wiejskim salonie nie odzywając się.
- To jak? – Spytał podkomisarz przerywając ciszę.
- Panowie policjanci pozwolą – powiedział listonosz i otworzył drzwi do drugiego pokoju.
Pierwszy wsadził tam głowę podkomisarz Śmieszny. Było widać jak opada mu szczena. Za nim poszedł aspirant Smutny.
- Ja pier… - wyrwało mu się.
Podkomisarz zwrócił się do listonosza.
- Teraz to bym się coś napił Józek. Ale nie herbaty. Wyciągnij coś mocniejszego.
Weszli do małego prostokątnego pokoiku. 4 na 3 metry, wysoki też koło 3 metrów. Jedna dłuższa ściana była zastawiona półkami od podłogi po sufit, Na półkach leżały poukładane równo w stosiki otwarte listy a obok nich też w stosach, koperty. (Później zważyli wszystko i było tego prawie 500 kilogramów.) Po drugiej stronie pokoju, pod ścianą stał niewielki stolik, dwa krzesła i lampa na drewnianym stojaku z abażurem w kolorowe kwiaty. Na stoliku leżał nożyk do rozcinania listów.
Listonosz rozlał do trzech szklaneczek doskonale wydestylowany samogon. Wychylili duszkiem. Jak na komendę, wszyscy trzej, wypuścili powietrze.
- To są wszystkie panie komisarzu – powiedział listonosz – więcej nie znajdziecie.
- Co ty kurwa Józek robiłeś z tymi listami? - Spytał podkomisarz.
- Nie uwierzy pan panie komisarzu – wieczorami czytałem je mamusi.
- Na głos?
- Mhmm…
- Józek! Przecież twoja mama nie żyje od piętnastu lat!