Zdziwienie
Był ósmy marca. Przez uchylone drzwi kościoła falami napływało do środka prawie wiosenne powietrze. Wieczorne nabożeństwo dobiegało końca. Organista docisnął pedał i rozciągnął prawie w nieskończoność płaczliwe dźwięki Nowenny do NMP.
Jeszcze ostatnie słowa księdza o cywilizacji miłości, którą niesie kościół, Matka Nasza i jeszcze te, przeznaczone do tłumnie zgromadzonych parafianek, o czystości i niewinności kobiecego ciała, a już pierwsi z wychodzących otwierali drzwi .
Do mrocznego przedsionka wtargnęła łuna światła. Młode dziewczyny skrywające twarze w kapturach, ze światełkami smartfonów w dłoniach, stworzyły szpaler od schodów do stojącego na ryneczku cyrkowego namiotu. Delikatnie popychały i kierowały ku niemu kobiety, obiecując im niezwykłe widowisko z okazji ich święta. W środku królowała na podwyższeniu, otoczona czerwonymi skajowymi fotelami scena wysypana grubo piaskiem.
Nad nią powiewały banery „Prawda jest jedna” „To my niesiemy ją światu”. Ukryte za kurtyną bębny wybijały miarowy rytm.
- Pani też tutaj ? Zdziwiła się polonistka z miejscowego liceum widząc sadowiącą się obok panią Zofię, księżą gospodynię.
Tymczasem zaczął się spektakl. Na deski wyskoczyli prawie nadzy mężczyźni wymachując buńczucznie oszczepami, toporkami, z nożami w zębach, a tuż za nimi wdzierali się już następni. Równie uzbrojeni, ale pstrokacie ubrani, chroniący piersi błyszczącymi blaszanymi puklerzami. Wydawało się, że tą bitwą na niby, kieruje, królewska kukła, usadzona na atrapie konia, machająca mieczem i zagrzewająca do boju w imię Boga prawdziwego. Tumult, krew, krzyki i nagle wszystko zapadło się w nicość, pod scenę. Cóż, to była tylko gra.
Walczyli tak, z imieniem bogów na ustach, po wielekroć. Jedni nadzy, inni odziani, w zbroje i futra, z łopocącymi chorągwiami. Ci, co zagrzewali ich do boju, na głowach mieli korony złote i cierniowe. A na barkach gronostajowe płaszcze.
Wreszcie dano odetchnąć publiczności. Spadła na scenę materia gruba, czarna i przykryła ich wszystkich ze szczętem.
Cisza zaległa, ustało bicie bębnów. I tylko kobiece głosy z żałością zawodziły:
- Zginęli ! A tacy byli piękni i młodzi !
- I wszystko na próżno.
- Nie na próżno !
Wśród rzędów foteli, pojawiły się dziewczyny w krótkich greckich tunikach i wykrzykiwały z zapałem.
- Pamiętajmy o Arystofanesie.
- Jeszcze możemy to zmienić.
Mamy broń ! Tą bronią są nasze łóżka i nasze ramiona!
Anna Marek