Dziadek Michał

  Myślę, że mogłabym stanowić doskonały przykład człowieka nigdzie nie zakorzenionego. Bez bagażu czy też garbu, tego wszystkiego co zbiera się z pokolenia na pokolenie, co uwiera, określa i popycha. Mieszkaliśmy w kieleckim, z dala od rodziny, jedyni we wsi z nikim nie spokrewnieni.
Chociaż chyba nie do końca mam rację, zresztą zobaczcie sami.

Tego dnia, kiedy jechaliśmy nad jezioro Rożnowskie miałam pewnie szesnaście lat i rozpierała mnie duma, bo byłam jedną z dwóch dziewczyn na szkolnym obozie rowerowym. Reszta to chłopaki. Za Bielskiem, na poboczu, zobaczyłam tablicę z nazwą wsi, którą właśnie mijaliśmy - Wilkowice.
- Niesamowite, przecież tutaj mieszka dziadek Michał - pomyślałam. Byłyśmy u niego z siostrą może parę razy. Z tatą.
Jadąc teraz wolniej rozglądałam się na boki.
- Jest, to musi być ten.
Murowany dom, ogrodzony drewnianymi sztachetami, przed nim trawa i parę drzew w niewielkim sadzie.
- Profesorze, profesorze ! – zakrzyknęłam do przodu - Tu mieszka mój dziadek !
- Naprawdę ? No to stajemy.
- Zsiadać z rowerów – zakomenderował.
- A ty idź i sprawdź.
Otworzyłam furtkę i weszłam na podwórko.
- Chyba nie mają psa, nie szczeka.
Drzwi do sieni były otwarte i te od małego pokoiku na wprost wejścia też. Zobaczyłam stół, rozłożoną na nim gazetę , w popielniczce dopalającego się papierosa i dziadka. Podniósł głowę. Miał pociągłą twarz z zapadniętymi policzkami, ciemny wąs – taką szczoteczkę- i piękne, też ciemne oczy. Głęboko osadzone z opadającymi jak u mnie powiekami.
- Hania ?
Wstał powoli. Był chudy i trzymał się prosto.
Uściskał mnie i wprowadził do kuchni.
- Dziadku, ale ja jestem tu z kolegami, to obóz rowerowy, nie wiedziałam , że będziemy tędy przejeżdżać – tłumaczyłam.
- Zaproś kolegów do sadu, trzeba im zanieść wody albo kompotu.
- Zosiu nalewaj zupę ! - zakrzyknął do ciotki.
- A ty siadaj i jedz, to pomidorowa z ryżem, domowa. - Sam zajął miejsce naprzeciwko.
Nie cierpię zupy pomidorowej z ryżem i jestem w rodzinie znaną „fusytką”, ale nawet przez myśl mi nie przyszło grymasić.
Nie pamiętam czy jeszcze kiedyś go spotkałam, chociaż żył długo.
Odległość , która nas dzieliła, w tamtych czasach była prawie nieprzekraczalna i każde z nas tkwiło we własnym świecie.
Ania Marek

Joomla Template - by Joomlage.com