Barbara Kozubek-Marczyk
Karnawał

bal 1Masz powodzenie syknęła mi do ucha kuracjuszka na imprezie zapoznawczej. Nie był to głos aprobaty, ale jadowitej zazdrości. Byłam silną konkurencją w naszej trzyosobowej ekipie połączonej wspólnym pokojem. Pobyt w Starym Domu Zdrojowym zapowiadał się koszmarnie.

Współspaczki z piętnaście lat ode mnie starsze z ogromnym apetytem na miłosne przygody. Ja która wiecznie myślałam o sobie jako o leciwej kobiecie naraz zaczęłam robić w tym towarzystwie za młódkę. Turnus był świąteczny i zahaczał o Nowy Rok, więc organizowano jakieś wieczorki tańcujące, integracyjne i podobne rozrywki, bo karnawał. Muzyka z epoki moich rodziców, ale dlaczego nie potańczyć. Poszłam. Dałam się zaprosić do podrygów kilku wiekowym panom, aż trafił mi się prawdziwy tancerz. Nie powiem ucieszyłam się. Ucieszyłam się jeszcze bardziej, gdy ponowił zaproszenie. 

W moim małżeńskim duecie tańcami nie byłam rozpieszczana, a tańczyć lubię. Tancmistrz nie zrażał się moimi nikłymi wspomnieniami z kursu z panem Wieczystym. Prowadził świetnie. W Krynicy na nartach bywałam często, ale nigdy w lokalach z dansingiem, a tu równo z wybiciem godziny 18, pan w gali przed drzwiami pokoju i nie było zmiłuj. Ja też o dziwo gotowa na czas, by nie zgubić ani minuty z tanecznych pląsów. Pędziliśmy do słynnego „Piekiełka” i nie opuszczaliśmy go aż do zamknięcia. Trzy tygodnie dansingów zaowocowały utratą 3 kg wagi i wielką przyjemnością z odświeżenia klasyki tanecznej z lat licealnych.
Na hasło wspomnień karnawałowych dopadła mnie nostalgia. Pomyślałam , że nie mam nic do napisania. Mogę sobie co najwyżej pojęczeć, że nikt mnie nie porwał do tańca przez pół wieku, albo skłamać i wymyślić karnawał moich marzeń, piękne stroje, cienkie szpileczki, brylanty na szyi. Okrasić opowieść tłumem adoratorów. Najśmieszniejsze, że nigdy wyobraźnia nie podsuwała mi takich obrazów.
Przez długie lata w Sylwestra tradycyjnie zjeżdżaliśmy o północy na nartach, a potem szykowaliśmy kondycję na noworoczne szusowanie. Gdy większość narciarzy odsypiała nocne szaleństwa byliśmy panami stoku. Taniec na muldach. Taki był najczęściej mój karnawał.
Narty nartami, ale jednak poszukiwałam tanecznej przygody zgodnej z karnawałową konwencją i wtedy stanął mi przed oczami ośnieżony deptak w Krynicy lat 90-tych, jeszcze we władaniu kuracjuszy w średnim i bardzo średnim wieku i te niespodziewane tańce w Piekiełku, które z piekielności miało tylko kolor światła i odwrotnie dało okazję do przeżycia karnawału jak z bajki o Kopciuszku, co byłam opisałam.
Barbara Kozubek-Marczyk

Joomla Template - by Joomlage.com