MAJ
W kwietniu postanowiła obrazić się na MAJ i nie chodzi tu o Bronisława Maja.
Maj nie przejął się tym zbytnio, szykując się spokojnie na swoje przyjście, bez względu na nastroje w większości przychylnych mu „homo sapiens”.
Zasadniczym powodem jej niechęci był fakt, że wraz nadejściem ciepłych dni, przebywanie w jej skądinąd ukochanym mieszkaniu, na parterze starej kamienicy, jest bardzo trudne.
Pod koniec lat 80-tych ubiegłego wieku, tuz przed transformacją ustrojową, zamiana mieszkania na dużo większe, ale tzw. komunalne, wydawało się korzystne.
W miarę upływu lat atmosfera w kamienicy zaczęła gęstnieć.
Nieuregulowana współwłasność z Miastem, sprawy sądowe ciągnące się latami, stan techniczny budynku urągający wszelkim przepisom prawa budowlanego, niejasne przejęcia udziałów i symbol „ nowych” czasów - wszechobecny biznes.
A co do tego ma MAJ?
Od polowy lat 90 – tych, tuż nad „jej” mieszkaniem, zagościła prywatna szkoła o szerokim spektrum artystycznym, głównie wokalno – aktorskim.
Otóż otwarte okna w tym przybytku kultury, powodują, że już nie ma ucieczki nawet w kuchni, której okna wychodzą na podwórze, od lekcji indywidualnych i zbiorowych, wokaliz, zadań aktorskich. Zacny sufit, który mocno ucierpiał po wysadzeniu Mostu Dębnickiego w 1945 roku przez Niemców, ratowany przez mieszkańców, w większości przesiedleńców z Kresów Wschodnich, nie był naprawiany od tamtych czasów. Podskakuje unisono w takt zajęć rytmiczno- ruchowych, prowadzonych dla dzieci.
A nocą?
„Noce takie są upalne”
I to nie słowiki spać nie dają….
Kołyszą ją do snu dochodzące dźwięki.
„Kap, kap, płyną łzy
W łez kałużach, ja i Ty…”
Bardzo lubi i ceni piosenki krakowskiej grupy „ Pod Budą”, ale nie słucha ich maniakalnie późnymi wieczorami.
To skropliny z klimatyzacji z firmy na trzecim piętrze, odprowadzane rurą na zewnątrz, spadają pod oknem i mokrym tynkiem wędrują do piwnic.
Zdruzgotana swoimi lękami i nieudolnością, strofowała się któregoś ranka.
A gdzie wola życia, pierwotny instynkt budzący się razem z przebudzeniem wiosennym?
Zaraz po wyjściu - ucieczki? z domu zobaczyła ją. Tuż za rogiem ciągu kamienic, na skrawku cudem ocalałej w centrum miasta zieleni. Stała mocna, dumna i czysta, otulona bielą jak królowa, przed która poddani instynktownie chylą czoła. Wszystkie problemy, gniew, ból, nagle okazały się mało istotne w porównaniu z siłą przetrwania białych płatków JABŁONI.
Wzięła głęboki oddech, od stóp aż po czubek głowy.
I nad dachami, ogrodzeniami, przybudówkami na starych budynkach, nie zważając na klaksony aut stojących w korkach, wstało SŁOŃCE.
PS. Wszelkie podobieństwa do prawdziwych sytuacji, osób i miejsc są przypadkowe.