Trudno było, ale…
„Trudno”- zwykłe słowo, które zawiera gorycz. Wytarte. Laska, którą można się podeprzeć i częściowo przed sobą wytłumaczyć. Oznacza przede wszystkim rezygnację, ustępowanie światu. Mówimy też, że „można było ale…” I owo ale jest decydujące. Policzmy: ile było w naszym życiu różnych chwil, trudnych i nie, kiedy to ale i trudno triumfowało. Pewnie trochę.
Powiem więcej, tym słówkiem „trudno” odpędzamy od siebie bliźnich. Bywa, że nie jesteśmy skłonni do pomocy, nawet do zwykłego zrozumienia. Rozterki nad czyimś niełatwym losem to tak, jakby się przymierzało za ciasne buty.
Nie, nie kupuję ich – mówimy i idziemy dalej. Kiedy rozterka trwa dłużej włącza się myślenie, a to już coś, co może skutkować jakimś dobrem. W skali globalnej przedstawia się to zatrważająco, bo uchodźcy, ludzie starzy, chorzy na AIDS, biedni… Jak mogę pomóc temu wszystkiemu? Jak mam nie pomyśleć „trudno”? Taki jest świat – mówimy i jest w tym przerażająca racja.
Byłam świadkiem zwykłej sceny ulicznej, kiedy obok leżącego mężczyzny ludzie przechodzili. Przechodzili i nawet specjalnie się nie oglądali. Ja też nie. W ilu głowach ludzi pojawiło się wtedy to „trudno” wie tylko Najwyższy. W mojej też się pojawiło. Ale kątem oka, jakoś zawstydzona, zobaczyłam, że zatrzymuje się starsza babcia, szarpie się nerwowo szukając swojej komórki, a potem gdzieś dzwoni…
Najlepiej użyć słowa „trudno” w zdaniu: „Trudno było, ale udało się”. Bo wtedy wiadomo, wykazaliśmy się, pokonaliśmy czas, niechęć, obiekcje. I wypowiadania takich zdań możliwie często serdecznie wszystkim życzę.
Barbara Ziembicka