Colette Maze
W Paryżu, dosłownie w cieniu Wieży Eiffla mieszka pianistka zakochana w Claude Debussy`m. Zbliżają się jej 104 urodziny i setny jubileusz gry na fortepianie. Jaki jest jej sekret długowieczności i dobrej formy? „Cztery godziny fortepianu dziennie, trzy surowe jajka i szklanka Gravesa” (Graves jest podregionem Bordeaux), jeszcze „trochę brie i czekolady”. Tak naprawdę energię czerpie z muzyki, którą kocha.
Colette Maze urodziła się 16 czerwca 1914 roku w Paryżu, dwa miesiące przed I Wojną Światową. Jej rodzina należała do paryskiej burżuazji – ojciec był przemysłowcem a matka poświęcała więcej czasu swoim zwierzętom niż edukacji córki. Colette miała 4 lata, gdy zmarł Claude Debussy. W wieku 5 lat zaczęła grać na fortepianie. Uczyła się gry na utworach Debussy`ego znanych pod tytułem „Kącik dziecięcy” i Debussy stał się „towarzyszem jej życia”. Bo w muzyce Debussy`ego zmysłowość i duchowość mieszają się razem. Colette Maze wyjaśnia to tak: „Bach to jest katedra, Chopin to tęsknota duszy a Debussy to są wszystkie kolory. Grając Debussy`ego żyję, widzę światło słoneczne i czuję się lepiej”. W wieku 15 lat wstąpiła do Ecole Normale de Musique w Paryżu, gdzie uczyła się u Alfreda Cortota i Nadii Boulanger. Colette Maze z pewnością chciała koncertować, ale nikt jej nie pomógł rozwinąć kariery. Jednak muzyka pozwoliła jej wyemancypować się z rodziny. Życiowym zadaniem Colette, pochodzącej z wyższych klas było dobrze wyjść za mąż, opiekować się domem i rodzić dzieci. Colette nie chciała takiego życia. Chciała być wolna. W 1949 roku zaszła w ciążę z mężczyzną, który wkrótce ją opuścił a rodzina odrzuciła. „Zdobyłam licencję nauczycielską i ona pozwoliła mi żyć z fortepianu. Dałam tysiące godzin lekcji w szkołach w Paryżu i na przedmieściach”. Wypracowała własny styl nauczania, w którym towarzyszyła jej tancerka. Z wspomnianego związku ma syna, Fabrice Maze, który jest znanym w Francji realizatorem telewizyjnym.
Nie ominęła jej miłość. W 1960 roku poślubia wiolonczelistę, który był starszy od niej o 40 lat. Żyli razem 14 lat, gdy mąż umarł. Systematycznie odchodzą też jej przyjaciele.
Colette Maze jest wirtuozem nieufnym wobec wirtuozerii. Wierzy w zalety pracy – wstaje o godzinie 8, dzień zaczyna od ogólnej gimnastyki jogi i przechodzi dalej do wypracowanego systemu ćwiczeń palców, dłoni, rąk, ramion i klatki piersiowej. Potem przez 4 do 5 godzin gra „by zachować pamięć”.
Nagrywa trzy płyty z muzykę Debussy`ego. Zaczyna późno, w 2001, 2006 i 2013. W kompozycjach Debussy`ego „La Puerta del Vino” i „La soirée dans Grenade” usłyszała latynoskiego ducha, dlatego na kolejnym albumie nagranym w zeszłym roku, w wieku 103 lat, z okazji 100 rocznicy śmierci Debussy`ego umieszcza, oprócz ukochanego kompozytora, utwory trzech innych muzyków – Hiszpana i dwóch Argentyńczyków. Album „Colette Maze 104 ans de piano. Debussy, Mompou, Ginastera i Piazzola”, gra na małym fortepianie Steinwaya w domu, gdzie przyszedł z wytwórni inżynier dźwięku, by ją nagrać.
Colette Maze w wieku 104 lat pożegnała wszystkich swoich bliskich. Ale nie jest sama. Muzyka nigdy jej nie porzuciła.
Posłuchajmy Colette Maze. Wystarczy kliknąć w obrazek poniżej. Gra utwór, a jakżeby inaczej, Claude Debussy`ego „Ondine”. Ondine to syrena z mitologii starożytnej Grecji. Debussy, czołowy przedstawiciel impresjonizmu muzycznego lubował się w takich pluskających tematach. Utwór jest trudny, dla zaawansowanych pianistów, napisany na trzech pięcioliniach. Warto wysłuchać do ostatniego pluśnięcia, z którym Ondine znika.
Debussy powiedział: „Muzyka nie jest dokładną reprodukcją natury, raczej tajemniczą zgodnością natury z naszą wyobraźnią”.