Listy do pana Antoniego
Grecja - Monemvasia
Siedzę na rozchwierutanym krześle i list do Pana, Panie Antoni, piszę.
Stolik ma jedna nogą krótszą i nie trzyma pionu. Żeby uchronić przed wylaniem moje winko z lodem, podłożyłam pod krótszą nogę folder reklamujący Monemvasię.
Nic a nic mi go nie żal. Wszystkie foldery są takie same - kilka zdjęć i suche fakty dla ludzi bez wyobraźni. A Pan, Panie Antoni - pan poeta.
Panu trzeba barw, zapachów, muzyki. Dlatego zostawię ten folder pod stołową nogą i spróbuję wyczarować dla pana Monemvasię.
No to przymknij pan oczy i wyobraź sobie morski lazur aż po horyzont, orzeźwiający powiew wiatru, zapach kwitnących pomarańczy i koncert na tysiąc cykad. Jest bosko?
A teraz dodaj Pan do tego sielskiego obrazka wyrastającą z morza stromą, łysą i nieprzyjazną skałę o wysokości 350 metrów.
Ta skała zakłóca troszkę sielski lanszafcik z lazurem, ale to właśnie ona stanowi meritum sprawy. To na niej zbudowano Monemvasię.
Ci, co mówią, że podróże w czasie są niemożliwe, nigdy tu nie byli. Wystarczy dosłownie jedna chwilka, kilka kroków, pięć oddechów i z XXI wieku przenosimy się do średniowiecza.
Cała tajemnica tej podróży tkwi w bramie.
Niby zwykła brama, tyle tylko, że szeroka na jednego, obładowanego osiołka i z zakrętem w środku. Niby taki drobiazg – zakręt - ale jakże łatwo było zaczaić się za winklem z siekiereczką lub mieczykiem i ciach, uciąć głowę wrogowi.
Niby zwykła brama, ale z jednej strony mamy XXI wiek, a z drugiej średniowiecze. Z jednej asfalt, a z drugiej kocie łby. Z jednej stoją samochody, a z drugiej osiołki.
I tak przechodząc przez bramę, odbyłam podróż w czasie.
Żeby odbyć podóż w czasie wystarczy przejść przez "zakręconą bramę"
Wiercę się na niewygodnym krześle, poprawiam robiący za stołową nogę folderek i zamawiam kolejny kieliszek Malvasi – wina, którego rodowód sięga starożytnej Grecji. Czuję cudowny zawrót głowy i pieszczotę łaszących się do nóg bezpańskich(?) pańskich(?) kotów.
Piękne niezmiernie to średniowiecze, tyle tylko, że okrutnie niewygodne.
Ale wracam do Monemvasi.
Jakim geniuszem był ten, kto wpadł na pomysł, aby właśnie tu zbudować miasto! W dodatku usytuował je tak, że z lądu jest zupełnie niewidoczne. Można było je zdobyć jedynie od strony morza, a i to z wielkim trudem. Mury obronne mają 900 metrów długości, z jednej strony skała nie do zdobycia, z drugiej kipiel morska. Obrona nie nastręczała trudności. Na murach szczerzyły zęby liczne działa i czekała cała masa kamiennych kul. Piętą achillesową było zaopatrzenie. Z zapasami wody poradzono sobie łatwo. Pod domami wydrążono ogromne zbiorniki, do których skrzętnie zbierano każdą kroplę deszczówki. W tamtych czasach nikt nie zawracał sobie głowy codziennym prysznicem, więc mogło jej starczyć na wiele miesięcy. Gorzej z żywnością. Podobno w skrajnych przypadkach rarytasem były wychudzone szczury.
Każdy dom posiadał system rynien, którymi odprowadzano do podziemnych zbiorników każdą kroplę deszczu
Ale dość o wojnie. Dziś ma być sielsko, anielsko, z lekkim szumem w głowie. Od wiatru, panie Antoni. Od wiatru. Nie od wina.
Wąziutkie uliczki niczym macki ośmiornicy rozchodzą się we wszystkich kierunkach. Maleńkie domki wybudowano tak gęsto, że stojąc w oknie, można było skraść buziaka sąsiadce z naprzeciwka. Ale nie ma się co dziwić tej ciasnocie, bo w Monemvasii w okresie największego rozkwitu mieszkało 50 – 60 tysięcy ludzi.
Wyobrażasz pan sobie, panie Antoni, ten tłok, ten harmider i ten zapach, gdy we wszystkich ośmiuset domach gotowano obiad? I jeszcze dźwięk dzwonów z czterdziestu kościołów, które równocześnie dzwoniły na chwałę bożą? Wyobrażasz pan sobie ten koncentrat miejskiego życia?
Dziś zamiast trzepotu długich sukien i stukotu setek drewniaków słychać trzask migawek w aparatach i wielojęzyczny gwar turystów wałęsających się po uliczkach. To dla nich w ocalałych budynkach otworzono klimatyczne knajpeczki, maleńkie sklepiki i pełne uroku hoteliki.
Monemvasia to idealne miejsce na miesiąc miodowy lub romansowy wypad. Na czas baśniowy, romantyczny, wyjątkowy. Na czas, kiedy zapatrzeni w siebie nie potrzebujemy świata zewnętrznego. Wystarczy maleńki pokoik z widokiem na morze i butelka schłodzonej Malvasi.
Ech, rozmarzyłam się. Przecież jestem w świętoszkowatym, purytańskim średniowieczu, a ja o romansach i namiętnościach rozprawiam? Zgroza.
Siedzę sobie w cieniu, gaszę pragnienie i odpoczywam.
Niemrawy spokój, wyślizgane kamienie, leniwe koty i bezpieczne odizolowanie
Całe przedpołudnie biegałam po stromych uliczkach, pokonywałam niezliczone schodki, oglądałam stare kamieniczki, a nawet wspięłam się do Górnego Miasta. Prowadzi do niego stroma ścieżka, wybrukowana niezwykle śliskimi kamieniami. Wyślizgały je tysiące stóp, które przez wiele wieków pokonywały tą trasę. Widok, który roztacza się ze szczytu, wart jest każdej udręki.
Stałam i patrzyłam na czerwone dachy Dolnego Miasta. Nie do wiary, że na tej maleńkiej przestrzeni żyło sześćdziesiąt tysięcy ludzi.
Aż przyszedł rok 1893.
Po dwunastu latach budowy otworzono Kanał Koryncki. Statki popłynęły nowym szlakiem. Był to koniec dla żyjącej z portu, z handlu i z piractwa Monemvasii.
Dziś to zapomniane miasto powoli wraca do życia. Zaczyna się moda na posiadanie domu w Monemvasii. Taki dom to niezwykle ekskluzywna zabawka. Każdy nawet najmniejszy detal musi spełniać wszystkie średniowieczne standardy. Z nowoczesności tylko woda, prąd i toaleta. Na reszcie „trzyma łapę” konserwator.
Dobrze mi w tym średniowieczu. Rozchwierutane krzesełko „zwygodniało”, stół, zawarłszy sojusz z folderem, w końcu osiągnął stabilność i tylko ta Malvasia jakoś dziwnie szybko wyparowuje z kieliszka.
Ech, panie Antoni, czy warto wracać do XXI wieku?
Pozdrawiam Pana serdecznie
Jola
Kanał Koryncki łączy Morze Egejskie z Morzem Jońskim. Dzięki niemu statki mogą zaoszczędzić ponad 200 Mm podróży, którą musiałyby odbyć wokół Peloponezu. Jego szerokość sprawia, że jest on zbyt wąski dla nowoczesnych dużych jednostek.
W roku 67 Neron nakazał kopanie kanału 6 000 niewolników. W większością byli to żydowscy jeńcy z rzymskiej kolonii Judei. Niestety, w tym samym roku Neron zmarł, a jego następca Galba zarzucił projekt, który wydał mu się zbyt kosztowny. Dopiero w latach 90. XIX wieku rozwój techniki umożliwił ukończenie prac. Budowę ukończono w 1893 roku
Każdego roku Kanałem Koryndzkim przepływa około 11 tys. statków. Oba brzegi łączy most kolejowy, 3 konwencjonalne mosty samochodowe i na dwóch krańcach kanału,opuszczane na dno dwa mosty zwodzone. Na barierkach mostów zakochani, zamiast kłódek, zawiązują wstążek, szmatki lub (najczęściej) zamotują torebki plastikowe.
Stroma ścieżka prowadząca do Górnego Miasta
Kamienne kule pozostawione przez dawnych obrońców miasta
Mur obrony - ulubiona ścieżka turystów
Jaskinie pustelników
Grobla łącząca wyspę z lądem
Tekst i zdięcia Jola Mirecka