WSPOMNIENIE
Była moją przyjaciółką. Wiele lat temu pojawiła się w naszym domu i już w nim została. Właściwie wszyscy z miejsca ją pokochali. Za łagodność, dobroć i ten spokój, który ze sobą wniosła. W większości spraw rozumiałyśmy się bez słów. Nie to, żeby się ze mną zawsze zgadzała. O, nie, miała charakter i czasem bywała okropnie uparta. Jakoś zawsze udawało nam się jednak wyjść z każdego impasu. Potrzebowała bliskości naszej rodziny tak bardzo, że wywoływało to w nas niezmiennie falę wzruszeń, zwłaszcza gdy siadała nieruchomo na brzegu fotela w salonie i milczała. Tak, była bardzo nieśmiała i na swój sposób taktowna. Doskonale pamiętam, jak starała się zawsze bronić słabych i delikatnych. Sama z resztą była delikatna. Dzieci uwielbiała.
Nie miała swoich własnych, tak jakoś się złożyło, więc całą miłość przelała na moje, i spędzała z nimi większość czasu. Wspólne zabawy, spacery, wyjazdy i wakacje. Kiedy się tylko dało, zabieraliśmy ją ze sobą na urlop. Wtedy była najszczęśliwsza. Wolała co prawda góry, ale i nad wodą czuła się świetnie. Była doskonałą pływaczką, choć nade wszystko kochała długie wędrówki po beskidzkich połoninach.
Tak bardzo uczestniczyła w naszym życiu, że szybko stała się ważnym członkiem rodziny. Czy była lojalna? Nie bardzo. Chyba miała słabość do mężczyzn, wiec od początku zdradzała mnie z moim mężem. Ilekroć przyjeżdżał, już czekała na niego wpatrzona w drzwi, a kiedy te się otwierały, przytulankom i pocałunkom nie było końca. Potem dopiero witał się ze mną i dziećmi. Wybaczałam jej te wybuchy radości, bo przecież czekała na niego całymi dniami. Przyjeżdżał tylko na weekendy, więc nic dziwnego, że tak bardzo za nim tęskniła. A ja? Ja jej to wszystko wybaczałam. I wiele bym dała, żeby wróciły te dni, kiedy była z nami. Odeszła kilka lat temu, a my o niej wciąż myślimy, mówimy. Nasza cudowna suczka Gaja...