W sanatorium
Terkot budzika przerwał mi spacer po łące. Pierwszy raz w obcym miejscu przespałem całą noc. Dobra zapowiedź zaczynającego się turnusu. Kochana Anka, że mnie tu przywiozła, ulokowała, oprowadziła, pokazała wszystkie ważne punkty w budynku. Nawet na spacer po okolicy zdążyliśmy pójść. Dam sobie radę. Przecież to nie pierwszy raz jestem sam w obcym terenie. Może kogoś poznam jak poprzednio. Łatwiej byłoby we dwójkę. Ciekawe jaki turnus, co za ludzie. No, zaraz zobaczę. Zbieram się. Łazienka na wprost łóżka. Siedem kroków, po drodze mijam stół. W łazience po lewej od drzwi muszla, potem bidet, umywalka i kabina. No, to po kolei zaliczamy. Suszarka miała być koło umywalki. I jest. Teraz do szafy. Dziś w tonacji niebieskiej.
Czyli wyszyte pojedyncze kropki. Portfel, telefon, scyzoryk, chusteczki i laska. Nie rozkładam jej, może dam radę bez. Gotów. Idziemy. Śniadanie czeka. Z pokoju w prawo dwadzieścia pięć kroków i winda. Na parter. Z windy
w lewo korytarzem. Czterdzieści kroków. Drzwi jadalni. Za drzwiami w prawo wzdłuż ściany osiemnaście kroków i trzeci stolik. Moje miejsce. Jestem pierwszy. Czuję owsiankę na mleku, świeży chleb, masło i pomidory. I jeszcze ten zapach, znajomy, nasilający się. Bardzo intensywny, tuż koło mnie. Odsuwane krzesło przy moim stoliku. Dzień dobry cichym głosem wypowiedziane.
- Czy to ty Danusiu?
- No, to znowu spotkaliśmy się Piotrze. Jak mnie poznałeś?
- Po zapachu. Nie zmieniłaś perfum.
Antoni Niedziałkowski