Skutki oswojenia
Był przy ognisku z grupą znajomych. Znajomych bardziej i mniej. Patrzył w ogień, a potem w wygwieżdżone niebo. Bardzo lubił te chwile. Trzask palonego drewna, strzelające wokół iskry prawie takie jak gwiazdy na niebie. Zapach dymu i pieczonych kiełbasek, rozmowy i piwo, gitara i śpiew. W tym gronie czuł się bezpiecznie. Znali swoje mocne i słabe strony. Nie naruszali granic. Przyjaźnili się od lat.
Te kilka nowych osób przyprowadzonych przez Staszka nie stanowiło zagrożenia. Tak mu się wydawało. Z zadumy wyrwały go podniesione głosy Staszka i przybyłego z nim Franka. Podszedł bliżej.
- Wspominasz Marię i jej niedawną tragiczną śmierć, a wiesz Staszku, że ona brzydziła się tobą?
- Co ty mówisz Franek, skąd to wiesz, powiedziała Ci?
- Nie będę Ci się tłumaczył.
- Ciekawe czy powtórzyłbyś to przy niej. Nie wierzę Ci. Ona by tak o nikim nie powiedziała.
Wycofał się niezauważony i poszedł w las. Chciał być sam. Nie rozumiał jak można komuś powiedzieć coś tak okrutnego powołując się na kogoś kto odszedł. Nawet jeśli to była prawda. Od dzieciństwa miał w pamięci arabski aforyzm, którego nauczyła go babcia:
„Słowo, choć nie z głazu,
może rozbić kości,
i zmiażdżyć od razu,
chociaż nie jest z głazu.
Złego więc wyrazu
strzeż się, zwłaszcza w złości-
słowo choć nie z głazu,
może rozbić kości.”
Pamiętał o nim i starał się do niego stosować. Nie był święty, nieraz coś chlapnął i potem przepraszał, ale takiego czegoś nie miał na swoim koncie. Wiedział z autopsji, że nie można odzobaczyć ani odsłyszeć. To zostaje już na zawsze do kresu dni. Jeśli zrani nas ktoś obcy, obojętny nam, po jakimś czasie wypieramy to. Inaczej gdy coś bolesnego usłyszymy od osoby w jakimś stopniu nam bliskiej, oswojonej. Tak jak Staszek od Franka. Wtedy jest tak jak mówił Lis w Małym Księciu „Kiedy ktoś dał się oswoić, może się zdarzyć, że będzie musiał trochę popłakać”
Antoni Niedziałkowski