Moje nałogi
Alkohol – z nim miałem do czynienia już jako kilkuletni dzieciak. Mój Ojciec nie stronił od alkoholu szczególnie zaś lubił piwo. Zdarzało się, że tego złocistego napoju zabrakło i brak ten trzeba było niezwłocznie uzupełnić. Wtedy dostawałem szaroniebieski emaliowany dzbanek i polecenie przyniesienia piwa. Wędrowałem z tym dzbankiem kilkadziesiąt metrów do Restauracji Pod Filarkami, mieszczącej się na rogu ulic Dietla i Starowiślnej. Ponieważ byłem tam już znany barman napełniał dzbanek i wracałem z nim do domu. Początkowo te spacery były dla mnie dużym przeżyciem czułem się odpowiedzialnym i byłem dumny, później stały się rutyną a następnie wyrosłem i przestałem być „donosicielem". Moment ten nastąpił po próbie obrzydzenia mi alkoholu jaką mój Ojciec podjął gdy miałem dwanaście lat. Nie podpijałem przynoszonego piwa.
Po prostu miałem możliwość nie miałem więc potrzeby. Ojciec myślał inaczej, podejrzewał mnie, że próbuję, dodatkowo wkraczałem w trudny wiek bo zaczynałem się stawiać i mieć własne zdanie. Jak dziś pamiętam wróciłem w sobotę ze szkoły i po obiedzie polecił mi jeszcze zostać przy stole. Przyniósł butelki ciemnego piwa i dwie szklanki. Nalał do nich i polecił mi bym z nim się napił. Wypiłem. Było gorzkie, zupełnie mi nie smakowało, ale szklankę dzielnie opróżniłem. Poszedłem spać i spałem do rana. Na drugi dzień nie czułem się najlepiej, ale skoro nie powinienem to dlaczego nie spróbować. Przy najbliższej okazji skwapliwie zgodziłem się przynieść piwo spod „Filarków" i popróbowałem. To było o niebo lepsze, słodkawe, chłodne z lekką goryczką, po prostu niezłe. Wypiłem tylko troszkę, więc obeszło się bez dodatkowych sensacji. To doświadczenie rozbudziło moje zainteresowanie alkoholem. Do dziś lubię dobry alkohol pity w miłym towarzystwie, poznawanie nowych trunków ich degustacje a także tworzenie nowych smaków co realizuję nastawiając różne nalewki.
Nikotyna – Papierosy od zawsze nie podobały mi się. Śmierdział mi dym i osoby palące, a dodatkowo palacz przytykający papierosa do ust wydaje mi się śmieszny. Nie ciągnęło mnie do papierosów natomiast koło trzydziestki zasmakowałem za sprawą tytoniu Amphora w fajce i paliłem ją ze smakiem przez kilka lat.
Narkotyki – w okresie mojego dzieciństwa i dorastania był to temat nieznany. Słyszało się wprawdzie czasem o wąchaniu rozpuszczalników i farb ale był to margines mało mnie interesujący.
Gdy zastanawiam się teraz dlaczego nie wpadłem w szpony żadnego uzależnienia to dochodzę do wniosku, że obroniło mnie moje wrodzone lenistwo, niechęć do ryzyka i potrzeba poczucia bezpieczeństwa jaką niosą ze sobą znane reguły gry i powtarzalne scenariusze. Nie bez znaczenia są tu też: moja potrzeba niezależności, niechęć do wszelkich przymusów, stadnego działania, mód i działań bo wypada należy, czy też inni tak robią to dlaczego ty nie. Jeśli tylko pojawiał się jakiś przymus to u mnie natychmiast uruchamiało się myślenie jak się z tego wymigać. Nie ukrywam, że często zabierało ono więcej energii niż uczestnictwo. Od pewnego czasu, powiedzmy od osiągnięcia wieku dojrzałego, przestałem kombinować i zacząłem mówić nie i dobrze mi z tym.