Noworoczne postanowienia
Kolejny dzień realizacji noworocznych postanowień. Dziś porządkowanie szafy z ubraniami. Po kiepskich wynikach wczorajszego przeglądu biblioteki jestem zdeterminowany na sukces w usuwaniu ciucho-nadmiaru. Szafa opróżniona. Duży worek na rzeczy do przekazania potrzebującym przygotowany. Nic mnie nie powstrzyma. Do roboty.
Najpierw ubrania. Garnitur w morskim kolorze. Kupiłem go w 1995 roku na spotkanie koleżeńskie w trzydziestolecie matury. Nie mam pojęcia dlaczego. Kolor morski nigdy mi się nie podobał, a dodatkowo materiał kiepski, mnący się. Ubrałem go najwyżej cztery razy. Do worka. Razem z morską koszulą i zielonkawym krawatem. No, może nie. To taki w sumie ciekawy komplet.
Spróbuję sprzedać. O, ta granatowa marynarka klubowa. Od trzech lat nie ubierana. Moja ulubiona. Nosiłem ją przez kilkanaście lat. Do worka. Choć może nie. Ma takie oryginalne metalowe guziki. Odpruję je może. No, ale wtedy to już nie do worka tylko do recyklingu. Muszę się zastanowić. Na razie do szafy. Z pozostałymi garniturami podobnie, albo jeszcze kiedyś się przydadzą, albo może sprzedam. Analogicznie ze spodniami. Kilka par kochasiów zostaje bez względu na stopień zużycia. Z pozostałych, dwie pary ratuje przed workiem potencjał ewentualnego zarobku ze sprzedaży, a trzy pary tych nielubianych do worka. Koszule. Tu, będzie łatwiej. Kilka w dobrym stanie do szafy, kilka do worka no i kilka tych ulubionych pomimo uszkodzeń i znacznego zeszmacenia również do szafy. Krawatów mam kilkadziesiąt. Używam sześć sztuk. Pozostałe do worka. Tylko, że ten jest prezentem od córki, ten od bliskiej mi osoby, ten od dobrej znajomej, a w tym byłem dwadzieścia lat temu na takim miłym spotkaniu. W końcu sukces umiarkowany. Do worka idzie pięć sztuk pozostałe wracają do szafy. Może kiedyś, w przyszłości? Najłatwiej poszło z bielizną. Zbędna, a w dobrym stanie do worka, zniszczona do recyklingu. Tylko przy podkoszulkach nie obyło się bez rozterek. Z zasady nie noszę takich z nadrukami, więc mam ich kilka nieużywanych. No, ale te wspomnienia z nimi związane. Na razie do szafy.
I tak po trzech godzinach porządkowania, w szafie dalej pełno, w worku raczej pusto, a ja zmęczony, rozdarty wewnętrznie i niezadowolony. Oczywiście z siebie niezadowolony Przecież wszystko wiem. Trzeba być twardym przy porządkowaniu i konsekwentnym. Tak jak w hasłach które mam zawieszone nad biurkiem i zakodowane w głowie:
Po pierwsze „Najważniejsze, to zachować to co najważniejsze, najważniejszym”
Po wtóre „W razie wątpliwości wyrzucić”
No i co z tego że wiem, skoro praktyka inna. Jestem przekonany, że to nie tylko mój problem. Dlaczego nie potrafimy pozbywać się rzeczy zbędnych, kończyć męczących i sztucznych znajomości, zamykać spraw przed terminem, a nie w ostatniej chwili. Gdy się nad tym zastanawiam, dochodzę do wniosku, że to dlatego, że mamy zakodowane przeświadczenie swej nieśmiertelności. Przeświadczenie, że jeszcze wszystko przed nami, że możemy, że zdążymy. Za tym, że tak jest, przemawiają zmiany zachodzące w ludziach, którzy otarli się o śmierć w chorobie lub wypadku. Po takim doświadczeniu są to najczęściej inni ludzie. Żyją pełniej. Potrafią korzystać z tego co w życiu najważniejsze czyli z życia. Żyją tu i teraz. Myślę więc, że zamiast układać kolejne listy noworocznych postanowień warto zastanowić się co jest dla nas najważniejsze i temu poświęcić czas, który nam pozostał.