Wyjątkowo brzydki październik
Kochani!
W tym roku liście mnie zawiodły. A właściwie nie liście, tylko pogoda.
Początek października zawsze jest piękny. Tylko nie w tym roku. Po prostu nie ma „złotej polskiej jesieni”. Październik zamienił się z listopadem. Na początku pięknego października najlepiej pojechać po liście w Bieszczady. Wcale nie podnosi się liści, nie zbiera i nie ogląda ich z bliska. Liście ogląda się wtedy z odległości paru kilometrów. Z wysokości szczytów, grzbietów górskich, z połonin. Z tak daleka liście widoczne są nie pojedynczo tylko tysiącami, gromadnie, jako kolorowe plamy.
W różnych odcieniach zieleni. Żółte, pomarańczowe, czerwone, wszystkie odcienie brązu. I tak bardzo brązowo-zielone, że aż prawie czarne, nieco bordowe, trochę granatowe, trochę fioletowe. Takie spotkanie z przyrodą na początku pięknego października jest jak modlitwa. Zwłaszcza dla ateisty, który wcale się nie modli.
Pojechałem w tym roku w Bieszczady na początku października z Magdaleną, żeby jej pokazać to piękno. Dla niej był to pierwszy raz. Jeszcze nigdy nie była w Bieszczadach. Mieliśmy chłonąć tę kolorystykę. Podziwiać przyrodę. Odciąć się od wszystkich spraw, od całego świata. Razem się pomodlić w tym pięknie.
Tylko w dzień przyjazdu była ładna pogoda. Co nam z tego – przyjechaliśmy po południu, czyli całego piękna było może trzy godziny i oczywiście nie z góry tylko z doliny. Następnego dnia tylko mgła i słaby deszczyk. Widoczność na parę metrów. Następnego dnia deszczyk zamienił się w deszcz. W kolejnym dniu padał deszcz ze śniegiem i śnieg. Podwójne załamanie pogody – najpierw w wstrętny listopad a potem w zimę. Widoczność cały czas słaba. Trochę chodzenia w deszczu i chmurach. Kolory w domyśle. Przytłumione, zamglone, mokre. Krajobrazy pobielone, posrebrzone i w sepii. Dominuje technika suchego pędzla. Liście głównie pod stopami, wdeptane w błoto, z brzozy i olchy, czyli błyskawicznie gnijące a to znaczy, że czarne.
Byliśmy przygotowani na piękno a nie na brzydotę. Dlatego skróciliśmy pobyt. Uciekliśmy z Bieszczad.