Spacer z Scarlett Johansson
W przyogrodowej altanie Adam rozlewał nalewkę agrestową do malusich kieliszeczków a jego konkubina Ewa siorbała z szklanki zalewaną kawę.
- Chcę do raju – powiedziała.
- Baju, baju i będziesz w raju – odrzekł Adam.
- Ja chcę do raju! – krzyknęła Ewa.
- Nadaremnie wrzeszczysz kobieto. Nie ma raju – powiedział Adam.
- Podobno jest, nie tylko jeden, ale jest ich wiele – odpowiedziała Ewa.
- Stwórca załatwił tę sprawę na samym początku – powiedział Adam.
- Stwórca?! Co nas obchodzi stwórca? Raj to nasz, ludzki problem, Adamie.
- Ale to Pan zasadę degradados wkomponował w swoje dzieło i odtąd jesteśmy w nieustającym rozkładzie.
- Kompozytor – Ewa prychnęła pogardliwie – co to oratorium, opera czy wariacja?
- Wygląda na to – Adam nabrał powietrza – że zwykła fuszerka, bubel, spaprał robotę. Schizofreniczny pomysł – miejsce wiecznej szczęśliwości w zamian za wieczne posłuszeństwo.
- Ja chciałam tylko na chwilkę do raju. Dużo słońca, rozpasanej flory i rozbrykanej fauny.
- Nie ma raju, kochanie i pewnie nigdy go nie było.
- Ale jest myśl o raju, Adamie.
- Dobrze wiesz Ewo, że nasze życie, bez nadziei na poprawę jest nie do zniesienia. Raj to ludzki mechanizm obronny, żeby było łatwiej znosić egzystencję.
- A ty nie chciałbyś być w raju?
- Nie. Mnie wystarczy… to…, co przydarzyło się panu Mariuszowi.
- A co jemu się przytrafiło?
- Pan Mariusz podczas festiwalu w Cannes jadł kolację w towarzystwie Scarlett Johansson.
- I o czym rozmawiali?
- O jakości wina, które pili, o kinie… i… jeszcze ona skosztowała ośmiorniczki z jego talerza.
- A później?
- Później… później poszli…
- O! Gdzie?
- Poszli… na spacer… brzegiem morza.