Uczucia, które przyszły nie w porę
Jego duża ogolona głowa wychynęła z ciemności i pojawiła się w kręgu światła.
Zupełnie machinalnie przedstawiła się i uścisnęła jego dłoń. Dopiero wtedy podnosząc wzrok zobaczyła osadzone blisko siebie smutne oczy i usłyszała wypowiedzianą niskim głosem, przekorną ripostę na powitanie pani domu. To był ktoś inny, nie ten kogo się spodziewała. Ktoś z przeszłości, tyle, że wtedy to był osiemnastoletni chłopiec, a dzisiaj prawie czterdziestoletni mężczyzna, ale uczucie, jakiego doznała teraz było tak samo intensywne jak kiedyś, sympatii i lekkiego erotycznego podniecenia. Wtedy bardzo szybko o nim zapomniała. Uważała, że jej reakcje są niestosowne i śmieszne. Teraz wyglądało na to, że spędzą wspólnie parę dni. Z obłudą, jak skonstatowała, mogła go obserwować i zrozumieć wreszcie motywy swojej fascynacji. Na pewno typ urody, wschodni, semicki z lekką ociężałością w ruchach spowodowaną wiekiem i pewnością siebie a dalej...
- Dalej - pomyślała, te obserwacje powinny raczej skupić się na mnie,
Od wielu lat mężczyźni jej nie interesowali. Chłodnym okiem oceniała ich wygląd, sposób ubierania i zachowania, może najbardziej ciekawiły ją ich umysły, ale nic w nich potrafiło jej poruszyć. Nie rozumiała teraz swojej reakcji, ale jeszcze bardziej tego, że jak się wydawało to zainteresowanie było obopólne. Był młodszy od jej dzieci, czy to jest w ogóle możliwe?
W tym wakacyjnym gronie była trochę na uboczu, ona i ośmioletni chłopiec, Kubuś. Ton narzucały pary czterdziestolatków w pełni fizycznego rozkwitu, pewni siebie, dobrze sytuowani ludzie. Bawiono się tak jak to bywa na wakacjach. Wycieczki rowerowe, pływanie w jeziorze, spływy kajakami. Przesiadywano na werandzie, dużo mówiono, o pogodzie, cenach, polityce i żartowano. Rozmawiano o sprawach nieistotnych. Dzieci zbliżały się do siebie zawiązywały się między nimi sympatie. To było zgodne z biologią, ale czemu miała służyć jej fascynacja, nie wiedziała. Przysłuchiwała się toczonym rozmowom i z okruchów składała opowieść o jego życiu.
Zwyczaje tutaj były ustalone. Pani domu razem z nim rozpoczynała dzień od biegania. To było dziesięć kilometrów brzegiem jeziora lub starym sosnowym lasem w koleinach białego pylącego piasku. Psy uczestniczyły w tym z radosnym szczekaniem. Wracali potem zmęczeni i podnieceni. Wtedy zasiadała z nim na werandzie do herbaty, czasami rozmowę przerywały dzwonki telefonów, a czasami milkli po prostu. Przy stole ich role się odwracały. On skupiony z uwagą starszego pana słuchał tego co mówiła, aż w końcu ona zmieszana milkła jak nastolatka. Wieczorne kolacje w ciemnościach ogrodu przy stole z krążkami światła na obrusie, budziły w niej wiele wspomnień, ale tylko w niej, oni bawili się świetnie przekrzykiwali się opowieściami o wakacyjnych podróżach. Tylko dzieci zmęczone bezsensowną bieganiną wracały do domu i układały się przed ekranem telewizora, który odbijał na zamkniętych powiekach tajemnicze znaki. A Jerzyk gdzieś znikał.
Wychodził wieczorami, nikt tego nie zauważał. Chodzono późno spać, a wtedy już był, czasami przez uchylone okna dochodził do niej z ogrodu gwar rozmów i jego mocny męski, a nie chłopięcy ton.
To był dzień urodzin pani domu. Od paru trwały do niego przygotowania. Teraz zmęczona siedziała na stopniach werandy i bawiła się z psami.
- Ciociu czy idziesz teraz na rower? Jeżeli nie, to zabieram go i jadę nad jezioro! - To właśnie piętnastoletni Jerzyk, najstarszy z gromadki dzieci. Wiecznie naburmuszony, a właściwie wściekły, bezwzględny w ocenie dorosłych. Punktujący krok po kroku zachowanie ojca. Savonarola.
– Nie - opowiedziała
O, świetnie. Ciociuu... to zagrajmy w karty – dopraszał się Kubuś, trochę znudzony, a tak naprawdę zerkający z nadzieją w stronę ojca, który ćwiczył ze sztangą, na środku łączki .
Kuba był najmłodszy, bardzo związany z mamą, ale to tato był jego wymarzonym towarzyszem. Tato.... Patrzyła na tego znakomicie umięśnionego mężczyznę, który poruszał się z godnością samuraja, po świecie stworzonym z mitów i gier komputerowych.
Wieczór nadszedł znienacka, z graniem świerszczy , księżycem zawieszonym wysoko, z intensywnymi zapachami ziół i skoszonej trawy, które falami wpływały przez szeroko otwarte okna do pokoju. W przyćmionym świetle błyszczały czarne rozpuszczone włosy pani domu, radośnie świeciły jej oczy, a w szkle odbijały się płomyki świec. Urodziny odchodzono hucznie z dziczyzną, tortami i mrożoną wódką. To był ukłon w stronę miejscowych gości. Leśniczego z dziećmi i młodą przyjaciółką wyzłoconą słońcem, z buzią migocącą okruchami brokatu. Rozmawiano o łowach. Reszta towarzystwa nieco wystraszona tempem picia, z boku przysłuchiwała się opowieściom. A w nich pojawiły się i żubry i łosie, polowania organizowane dla dowódców NATO i oczywiście trofea. Dzieci piszczały, zjadając biały tort śmietanowy zwieńczony pachnącą różą. Pożegnali się bardzo późno i późno tez poszli spać. Rano powoli zjawiali się na śniadaniu. Parzono kawę, dzieci zażądały tortów i wtedy do kuchni weszła zmęczona bieganiem pani domu i z wyrazem zaskoczenia spytała.
-A Jerzyk gdzie? – Rozglądano się wokół niemrawo.
A wtedy ona z krzykiem - Gdzie moje dziecko? - wbiegła pędem na górę.
- Nie spał w naszym pokoju – wymamrotał po nosem Kubuś.
W panice usiłowano sobie przypomnieć wczorajszy wieczór. Umiejscowić Jerzyka, odtworzyć co mówił, co robił i kiedy zniknął.
Jerzyk noc spędził w paśniku, zagrzebany w zeszłorocznym sianie. Nie spał. W jego myślach tam i z powrotem przewijały się sceny z kempingowego domku, podpatrzone przez szparę w niezaciągniętej do końca zasłonce. Jak co wieczór, od czasu kiedy poznał Zuzannę, młodą mamę z pięcioletnią córeczką, pojawił pod jej oknem. Nie oczekiwała go, a to co zobaczył !
Przypominał sobie ich pierwsze miłosne zbliżenie. Zuzanna z delikatnością matki rozbierała go i układała na wąskim tapczaniku. Całowała włosy skórę, patrzyła z zachwytem . Prowadziła jego rękę. Uczucia spełnienia, nie potrafił porównać z żadnym innym doznaniem. A to co widział wczoraj wieczorem! Kim był ten facet, ojcem małej? Zapasy nagich ciał, wyrzucane w powietrze nogi i ręce. Splątane włosy w garści, stopa uderzająca miarowo w deski podłogi i łuk kręgosłupa unoszącego się prawie w powietrzu.
- A więc do tego służą mężczyznom sprawne mięśnie, to tak się pieprzą – myślał wściekły. Był głęboko upokorzony, teraz zrozumiał, że Zuzanna traktowała go jak dziecko. Z pasją powtarzał
- Dziwka, dziwka, dziwka. – Wyskoczył ze skrzyni paśnika. Poranna rosa obsypała go drobniutkimi skrzącym koralikami. Stopy z przyjemnością zagłębiły się w miękki mech, pomyślał łagodniej o Zuzannie. Zastanawiał się chwilę, nie miał ochoty wracać do domu. Wszyscy oni oszukują – pomyślał.
Gospodarze i goście naprędce zorganizowali poszukiwania, oczywiście zawiadomiono też policję, ale ta jak wiadomo, zaczyna działać dopiero po 48 godzinach. Pani domu ruszyła na rowerze i z psami u boku. Mignęła za domkiem jej twarz, pusta z zaciśniętymi ustami. Reszta wsiadła do aut, mieli po drodze podjechać do leśniczego, on też miał psy. Zabrano Jerzyka przepocone koszulki i spodnie. Ona miała zostać z Kubusiem w domu. Czekać na ich powrót lub znak.
Jerzykowi udało się okazją dostać do miasteczka. Trochę sensacji wzbudziły jego bose stopy i niechlujny wygląd, przecież znano go tutaj. Głodny, pokręcił się po rynku, kupił bułkę i kartkę pocztową. Kiedy wrzucał do skrzynki wiadomość dla rodziców, auto przyjaciela ojca hamowało pod ratuszem. Wśród radosnych okrzyków odwieziono go do domu. Winy zapomniano, pani domu chciała uczcić powrót syna wytworną kolacją, ale spłoszeni goście pożegnali się i jeszcze tego samego dnia wyjechali. Ona pozostała jeszcze przez kilka, tyle że zdążyła odebrać od listonosza kartkę pocztową Jerzyka. „Jesteście obłudnikami, nie chcę iść w wasze ślady. Ruszam przed siebie, odezwę się." Wracała z wakacji pociągiem. Patrzyła na przesuwające się za oknem obrazki z życia innych i myślała o swoim uczuciu. Pewnie było ostatnim.