JagPozostać w nurcie. Notatki
Lato 2006

Jadwiga Jamińska

5 lipca środa
Od 16:00 byłam w kawiarni „U Zalipianek” na spotkaniu Grupy Kominkowej, która mimo przerwy wakacyjnej w SAPŻ chce działać. Siedziałyśmy w ogródku z widokiem na Planty i przechodniów. Włączone w miasto, ale zajęte sobą.
Kl. przyprowadziła L. ze Lwowa. Potem część z nas poszła do Szołayskich na wykład „Kreacje mody na plakatach Alfonsa Muchy”. Trzeci raz je widziałam i wciąż nie mam dość.

6 lipca 2006, czwartek
Wieczór. Piszę w kuchni przy stole. Kilkanaście lat temu, siedząc na tym samym miejscu, odrabiałam zadania z angielskiego, a Basia na mój widok mówiła: „Kujon, kujon !”
Próbuję pisać tekst na konkurs literacki, ale idzie to pod włos.
„Proza jest trudna jak cholera, pisać się nie wybieram” – czytałam na Turnieju Jednego Wiersza w Jaszczurach.

11 lipca 2006, poniedziałek
Budzik zerwał mnie wcześniej niż zwykle. (Mam przewagę nad Jurkiem, bo umiem nastawić alarm w telefonie komórkowym.) Jadę na zbiórkę pod Bank PeKaO S.A.

O 10:00 ruszamy z B. na Skałki Twardowskiego. Reszta zrezygnowała bojąc się upału. Po drodze dołączyła do nas M.. Spacer w lesie, miły chłód, odpoczynek na ławce. Chłoniemy zapach ziemi i roślin. Wdrapujemy się na miejsce, z którego widać zalew. Potęga skał, lazur wody.
Dalej wleczemy się w palącym słońcu przez łąkę. Przystajemy, żeby podziwiać dziewanny i inne kwiaty, nieznane z nazwy. Powojów jest tyle, że czuć zapach bez zbliżania nosa. Na koniec fotografujemy się pod kapliczką z napisem „Szlak Jana Pawła II”.

12 lipca 2006, wtorek
Popołudnie w „Zalipiankach”. Robimy dużo hałasu, jak rozdokazywana klasa na wycieczce. Rozmawiając dzielimy się spontanicznie na grupki. Koleżanki same pamiętają o podpisywaniu się na karcie do kroniki „Kominek w Plenerze 2006”.

13 lipca 2006, środa
Namówiłam J. i M. żeby bez zaproszeń pójść na wernisaż wystawy „Fin de siècle w Krakowie”. Spędziłyśmy czas ciekawie chociaż nie było to grzeczne z naszej strony. Na starość nabrałam tupetu....

14 lipca 2006, wtorek
Wciąż porządkuję papiery na stole w „świetlicy”. Nie nazywam tego pokoju „moim”. Stoi w nim pianino, telewizor, radio. Jednym słowem więcej jest rzeczy służących rozrywce niż moich osobiście. Papiery się gromadzą i gromadzą - korespondencja, informatory, wydruki z Internetu, książki zdjęte z półki dla sprawdzenia wiadomości potrzebnych w czasie wakacyjnych wycieczek „kominkowych”.  A pokój Jurka to „komputerownia”.

15 lipca 2006, środa
Przeszło tydzień temu dowiedziałam się o konkursie literackim, a wciąż nie piszę na dobre. Próbuję, poprawiam, obmyślam kształt i treść, ale przede wszystkim namawiam koleżanki. Nawet dzisiaj, przed wykładem „Pyszne pawie i białe łabędzie” w Domu Mehoffera, dałam informator o konkursie nowopoznanej bywalczyni muzeów, z którą znalazłyśmy wspólny temat do rozmowy. Pożegnałyśmy się z nadzieją ponownego spotkania.
Ciekawość świata i ludzi prowokuje do czynnego życia. Jak ją pobudzić?
Stosuję się do zaleceń psychiatrów: „Proszę pamiętać, że pani jest najważniejsza”  i  „Trzeba iść do ludzi”.
Pamiętam urozmaicone życie mamy i taty kiedy byli na emeryturze. Każdej jesieni jeździli na międzynarodowe wczasy esperanckie do Międzygórza. Znajomość esperanta umożliwiała im wyjazdy zagraniczne.
Tato był prezesem chóru Harmonia-Sygnał we Wrocławiu i prowadził zespół wokalny emerytów, chociaż nie był muzykiem z wykształcenia. Mama prowadziła prelekcje na koncertach.

16 lipca 2006, niedziela
Znowu byliśmy na koncercie z cyklu „Niedzielne Letnie Koncerty Radia Kraków”. Średnia wieku słuchaczy wynosi około sześćdziesiąt lat. Spotkaliśmy znajomych.
Utwory A. Vivaldiego i J. S. Bacha grał Krakowski Zespół Kameralny. Redaktor Piśko rewelacyjnie prowadził koncert. Nawet śpiewał!

17 lipca 2006, poniedziałek
Po śniadaniu, jak co dzień, włączam Internet; przeglądam nagłówki; kilka interesujących mnie wiadomości czytam; potem „idę na pocztę”; odpowiadam na listy; piszę nowe. Wiem co się dzieje u Basi w Arkansas i u Oleńki w New Jersey. Mam coraz więcej adresów e-mailowych w notesie. Łatwiej pisze mi się na komputerze niż ręcznie. Może dlatego, że umiem grać na fortepianie. „Prawdziwe” listy odkładam na później. Ćwiczę nowe umiejętności, które będą mi potrzebne przy drukowaniu „Pełnika Kominkowego”.

19 lipca 2006
Minął tydzień i znów byłyśmy w Zalipiankach. Zajęłyśmy trzy stoliki. Na szóstą poszłyśmy do Szołayskich, bo Magdalena Czubińska, kuratorka, oprowadzała po wystawie plakatów Muchy. Mówiła o epoce, technice litografii, Sarze Bernhard. Na koniec chętnie zaspokajała ciekawość pytających. Zrobił się z tego dodatkowy wykład.
Serce rozgrzewa świadomość, że plakaty pochodzą z Muzeum Etnografii i Rzemiosła Artystycznego we Lwowie, w którym przed wojną pracowała pani Stacha Włodek, nauczycielka Ziuki i Dzidzi.

20 VII 2006
Dzwoniła Kinga. W Gajkowie i Wrocławiu też szalony upał. Potrzebny był jej przepis na masę budyniową. Kartkując zeszyt natknęłam się na „Żyda” wg mamy. Zaskoczona zawołała, że pamięta jak babcia piekła to u nas w Krakowie.
Najpierw coś gotowała i zostawiała trochę w garnuszku na polewę. Musiałam jej podyktować cały przepis.
Przypomniały mi się tamte czasy. Mama pełna sił i Kinga - dziewczynka. Spotkanie przeszłości z przyszłością. Zeszyt ze znanym pismem, pełny przepisów, wywołujący wspomnienie zapachu ciasta i smaków dzieciństwa.

21 VII 2006, czyli 7/ 21/ 2006
Kochana Basiu!
Wciąż jest gorąco. Od 227 lat, odkąd prowadzone są obserwacje, nie było w Polsce tak długotrwałych upałów. Mimo to prowadzę urozmaicone życie pozadomowe. W ten wtorek chodziłyśmy z koleżankami kominkowymi po Bronowicach Małych ulicami Zielony Most, Włodzimierza Tetmajera i Pod Strzechą. Byłyśmy świadkami rozburzania starego domu, po lewej stronie Tetmajera, naprzeciw kapliczki.
Rydlówka w lipcu zamknięta. Ale jak wiesz, we wsi są też inne miejsca do oglądania. Kapliczka pod lipami z 1867 roku, otoczone drzewami miejsce po stawie, (podobno po drugiej stronie stała karczma Żyda z „Wesela”). Stara kuźnia, która według mnie powinna być pod strażą, tak jest cenna. W pobliżu kuźni stary gospodarz zaprosił nas do swego domu żeby pokazać belkę na stropie. Jest na niej napis z datą 1908 rok Przed domem piwnica w ziemi, drzwi już nie ma ale w środku tak zimno, że wytrzymałam tylko chwilę i wolałam wrócić do upału.
Okolica „Antka”... (tu wyobraź sobie znak zamyślenia)
Chodziło się tam co niedzielę na mszę, znało każdy dom . Zmieniały się pory roku. Pierwszej jesieni Kinga często bawiła się z babcią w ogrodzie przy Rydlówce. Płotu wtedy nie było. Interesowało ją bardzo podkuwanie koni w kuźni. Wszystko było znane i zwyczajne.
W czasie wtorkowego spaceru zobaczyłam te miejsca na nowo, innym spojrzeniem. Doceniłam ich wyjątkowość, malowniczość. Nic dziwnego, że ściągali tam malarze na plenery, a za nimi inni artyści. Koleżanki były zadziwione ciszą, spokojem, zachowaną jeszcze starą zabudową
i bliskością miasta.
Poza tym nic nowego. Kwiaty u Ciebie podlewamy. Słoneczniki już mają pączki. Maciejka pachnie jak szalona. Siadamy przy niej z lodami :-) i napaw(i)amy się.
„Tyle na już.”
Całuję i ściskam
Mama

22 lipca 2006, sobota
Dziś święto Wedla. Kinga dzwoniła wczoraj i przypominała o torciku. Kupiłam po wykładzie o secesji w sklepie firmowym. Przepłaciłam, ale bałam się że w naszym samie mogą nie mieć. Znowu uczciliśmy odwagę człowieka, który co roku psuł neon żeby na nocnym niebie Warszawy zajaśniał napis: „22 LIPA”.
Zaniosłam nareszcie ankietę Jurka na kartę seniora do Pałacu Sztuki.

24 lipca 2006, poniedziałek
Imieniny Kingi i Krysi.
Na Scenie przy Pompie projekcja „Wyprawy profesora Tarantogi” Lema w reżyserii Macieja Wojtyszki. Wspa-nia-łe! Byliśmy razem z Jurkiem. Wróciliśmy do domu przed północą.

28 lipca 2006
W czasie gotowania słuchałam „Dwójki”. Ukojenie dla uszu i duszy. Wieczorem sąsiad robił mi porządki w komputerze i instalował program Nikon View. Byłam bardzo usatysfakcjonowana, bo zauważył, że piszę metodą bezwzrokową.

29 lipca sobota
Wczorajszy dzień minął nie wiadomo kiedy. Inaczej niż po śmierci mamy, kiedy czas stał w miejscu.
O 11:00 ostatni wykład o secesji. Po obiedzie porządkowanie zielnika i dokładanie nowych roślin zebranych pod blokiem od północnej strony – niewiele tam rośnie. Inne, może już suche, są z ulic Armii Krajowej, Radzikowskiego i Balickiej. Muszę jeszcze pójść na Zygmunta Starego, gdzie większa rozmaitość. Wieczorem zaczytałam się w książce Bolesława Solaka „Joga słońca”. Chciałam wypisać dane o samolotach na których latało się przed 1939 rokiem i w czasie wojny, zanim pójdziemy do Muzeum Lotnictwa. Skoro tato służył w artylerii przeciwlotniczej wypadałoby wiedzieć coś na ten temat.

31 lipca 2006
Dziś była ostatnia projekcja telewizyjnego teatru sensacji. Po raz trzeci siedziałam z tą samą panią przy stoliku. Ludzie zaczynają się schodzić godzinę wcześniej. Jest czas na rozmowę. Pod nogami żwir, nad głową wierzba płacząca, wyżej ciemne niebo, obok wiekowe domy, teatr, tytułowa pompa obok ekranu i gorąca czekolada na stoliku. Czy może być lepiej?

2 sierpnia 2006, środa
Słucham wiadomości na CNN. Chcę się osłuchać z amerykańskim angielskim przed wizytą przyjaciół Marynki z Houston. Będę ich oprowadzać po Krakowie.

3 sierpnia
Po południu B. porwała mnie na działkę poza miasto. Była też dawno nie widziana R. Dzieliłyśmy się wiadomościami z paru miesięcy, słuchały deszczu na ganku, podziwiały widok na okolicę i obserwowały samoloty podchodzące do lądowania.

5 sierpnia
Jak co roku, o 19:00 zaczęła się Lekcja Śpiewania z Kabaretem Loch Camelot w Rynku Głównym. Była I. z kuzynką i B. Wspaniałe jest to śpiewanie „na skrzydłach” – mimo, że nie żałuję głosu, nie słyszę siebie tylko artystów kabaretu i tłum wokoło. Lubię chwilę zmierzchu kiedy dzień ustępuje nocy. A potem już nie czuje się upływu czasu.

7 sierpnia 2006
Nie będę pisać nowego tekstu na konkurs. Poślę te notatki.
Przypomniało mi się zdanie, nie pamiętam czyje, które cytowałam w pracy semestralnej na III roku Uniwersytetu Trzeciego Wieku:
„Istnieje pewien rodzaj napięcia między wiekiem jaki się ma, na jaki się czuje, a na jaki się wygląda”.
Ludzie nawet przed sobą, nie chcą się przyznać, że są starzy. Czy starość to coś wstydliwego?

8 sierpnia 2006, wtorek
O 10:00 jestem na Bulwarze nad Wisłą. Trawnik jak łąka, dużo kwiatów. Wieje wiatr
pachnący wilgocią. Uzgadniamy cenę i czas przejażdżki. D. jest inicjatorką negocjacji. Ubranie przystojnego sternika łączy stosowność z elegancją i fantazją. Wytarte do sucha miękkie siedzenia oddają jednak deszczową wilgoć. Drobiazg, zwłaszcza przy masie wody jaką niesie Wisła. Poznajemy Kraków widziany z poziomu rzeki.

9 sierpnia 2006, środa
Wydarzenia dnia:
- w Londynie udaremniono próbę zamachu na samoloty do Ameryki
- trwa wojna izraelsko – libańska
- odkopywane są groby pomordowanych żołnierzy polskich pod Kijowem
- w Internecie przeczytałam, że w prasie ukazało się zdjęcie cyfrowe po „obróbce” komputerowej
dla uzyskania większej grozy
- pasażerowie linii lotniczych nie będą mogli zabierać bagażu ręcznego na pokład
- „marketing polityczny” – nowa zbitka słowna

11 sierpnia
Pół dnia spędziłam z Marią. Była przejazdem ze Szczecina do Zakopanego.
Jak zwykle chciała pochodzić po Krakowie i po wystawach. Wybrałyśmy się do Muzeum Narodowego. Jurek nam towarzyszył.
Opowiadała, że będzie prowadzić opiekę aktorską nad grupą niewidomych zainteresowanych recytacją i drobnymi formami teatralnymi. Panie chcą przygotować program na Boże Narodzenie. Wzięła moje „Jasełka 2002”, które napisałam na dziewięćdziesiąte urodziny Ziuki. Występowałam wtedy z Aldoną.
Tej zimy, na Spotkaniu Kominkowym w ApeŻeCie, było trzecie wykonanie.
Rolę Kuby grała M. S. a Jaśka ja. Brodę Jurek pożyczył mi w „Krakusie”. Chodziłam w niej dwa dni po domu, żeby się przyzwyczaić i nabrać ruchów brodacza - głaskanie, skubanie, podkręcanie.
Jurek czasem mówi: „Kiedy my spoważniejemy?” Tak, ciało starawe a w głowie pstro. Myślę, że lepsze to niż dusza skostniała w koleinie.

12 sierpnia 2006
Wczoraj wieczór słuchałam w Dwójce radiowej transmisji z Dusznik. Grał Antonio Pompa-Baldi, Włoch ze Stanów Zjednoczonych. Arcytrudne Wariacje a-moll na temat Paganiniego Brahmsa op. 35 wykonywał tak, że zapierało dech w piersiach. Chwilami fortepian brzmiał jakby dwóch pianistów siedziało przy klawiaturze.
Chciałabym kiedyś pojechać na cały Festiwal Chopinowski. Byłam kilka razy na pojedynczych koncertach, ostatni raz w 1957 roku. Nie jest to niemożliwe. Dużo moich marzeń się spełniło.

13 sierpnia
Minęła połowa lata. Zaczynam myśleć o jesieni i powrocie do stałych zajęć - filozofii, seminarium z literatury, angielskiego, wspólnego z koleżankami redagowania „Pełnika Kominkowego”, prowadzenia Otwartych Spotkań Kominkowych i do koncertów Polskiego Towarzystwa Bachowskiego u św. Marcina.
Robię to co lubię i lubię to co robię. Wtedy przyziemne prace domowe nabierają koloru.

Jadwiga Jamińska
Sagowiczka, rocznik 2012

Kraków, 13 sierpnia 2006

 

Joomla Template - by Joomlage.com