CZAS POWROTÓW
23 października 2020roku
Rodzinne miasto, w pewnej powieści zwane Klerykowem, przywitało mnie pustym dworcem, Henryka Sienkiewicza ulicą, zwykle tętniącą życiem, teraz dziwnie skuloną, przestraszoną, z nielicznie przemykającymi przechodniami z zabłąkanym spojrzeniem za przepisową maseczką.
Tylko zaułki te same z których każda swoją historię opowie. Radość moja i uzależnienie! Pyszna kawa o niekielecko brzmiącej nazwie - cappuccino, z szarlotką taką jak przed laty - gdzie się podziały tamte światy? - w cukierni naprzeciw kina, szczęśliwie z niezmienna nazwą„ Moskwa” przy ulicy Stanisława Staszica.
Gdybym przybyła tu jutro to nic z kawy w filiżance przy stoliku, z widokiem na planty kieleckie, ożywiającym pamięć i serce.
A potem…
Przysiadłam na ławeczce w towarzystwie Jana Karskiego.
- Rozegramy partyjkę?
Może Pan podpowie, kto królem, a kto pionkiem w tej dziwnej wojnie?
Poszuka Pan ratunku, jak tylko Pan potrafi. Czy wysłucha ktoś teraz naszego meldunku?
Patrzy Pan zdziwiony.
Nie takie rzeczy widział Pan na świecie.
A plagi? Bywały gorsze.
Wiem co chce Pan powiedzieć.
„Wy, dzisiejsi ludzie, tak naprawdę nic o nich nie wiecie…”
Nie doczekawszy się partyjki, pożegnałam zacnego Pana Jana, by po chwili poszukać wspomnień w odbitej tafli stawu, przywitać się ze starym parkiem kieleckim, dla mnie najpiękniejszym na świecie.
Nagle wróciły słowa starej piosenki z dziecinnych lat:
„…Posłuchaj melodii walczyka, starego walczyka , co miasto swe zna
On niby ucieka, lecz wraca po trzy takt
Melodią powraca w trzy takt…
Zachwyca walczyka Góra Zamkowa
Czaruje cieniem, kielecki park
Lecz ledwie przeleci, wraca od nowa, kłębi się kryje, gdzieś w głębi bram…”
Jesienna alejką do góry, potem ulicą Piotra Ściegiennego, minęłam moje Stefana Żeromskiego Liceum, zwanego przez nas familiarnie „ Stefkiem”, wcześniej Wojewódzki Dom Kultury, dokąd często wyrywałam się na zajęcia.
Za chwilę pojawiły się cmentarze: partyzancki, nowy i stary. I tu zalała mnie następna fala nostalgii, i coraz częstsze pytania o kres, nie tylko tego dnia wędrówki.
A czas przesypuje się jak w klepsydrze piasek, niezależnie od naszej woli. Na co nam jeszcze ten władca pozwoli?
Anna Żeber