Słowa
Cześć Adaśku. Tak się cieszę, że jesteś. Muszę z kimś pogadać. Zresztą, ty zrozumiesz mnie nawet bez słów. W dodatku potrafisz słuchać, a nie przerywać w pół słowa tak jak on.
Opowiem ci wszystko z detalami. Słowo po słowie. Tak jak było naprawdę. Żadnej ściemy.
Wyobraź sobie, zaprosił mnie wreszcie do klubu. I daję ci słowo – sam z siebie. Wcale na niego nie naciskałam. No, może wypsnęło mi się jakieś słówko - że moglibyśmy, że chciałabym, że inni chodzą - ale żeby jakoś nachalnie, to nie. Słowo honoru. No i wyobraź sobie, przychodzi wieczorem i mówi do mnie w te słowa:
- Zakładaj jakieś wystrzałowe ciuchy, idziemy do klubu.
Słowem się nie zdradziłam, że ja już dawno super kieckę kupiłam. W momencie się wylaszczyłam, zrobiłam oko, fryzurę, pazurki. Jak mnie zobaczył, to szczęka mu opadła, zamurowało go, i nic nie powiedział. Po prostu słowa mu w gardle uwięzły. A ja nic. Niby, że nie zauważam jak gały na mnie wytrzeszcza, tylko wstawiam mu taki bajer:
- Kochany, jak ty mnie zaskoczyłeś tym zaproszeniem. Nie wiem tylko czy dobrze wyglądam i czy mogę w tym iść.
I niby coś poprawiam, ale tak, żeby bluzka mi z ramion opadła, i żeby on nie przegapił, że pod spodem nic nie mam. Jednym słowem wszystko jak trzeba.
Nie będę zresztą strzępić języka na bzdury, szkoda słów. No i poszliśmy. Po drodze słowa się do mnie nie odezwał. Jakiś zły był, czy zamyślony. Nie wiem.
W klubie było bosko. Tyle tylko, że pogubiliśmy się zaraz po wejściu. Chciałam go zawołać, ale gwar był taki, że nawet własnych myśli człowiek nie słyszał, a co dopiero słów.
Dałam spokój, zwłaszcza, że napatoczył się Henio z medyka. Od słowa do słowa i poszliśmy na piwko. Kiedy wróciłam, ten mój obściskiwał rudą Zośkę.
I widzisz Adaśku, jaka to podłość i niewdzięczność. Ja dla niego kieckę kupiłam, pomidorową ugotowałam, myślałam nawet, że już jesteśmy po słowie. A on na moich oczach, dobierał się do tej zołzy i jeszcze szeptał jej do ucha jakieś słodkie słówka. Świnia.
Kiedy mnie zobaczył przytulił ją mocniej i nie przebierając w słowach wysyczał - spadaj.
Ugodził mnie tym słowam jak nożem. Czułam się zraniona. Czym sobie na to zasłużyłam? Sam wiesz, że słowem można zranić jak kamieniem. I on to zrobił. Przecież ja z tym Heńkiem tylko piwo wypiłam. No, może nie tylko. Ale nikt tego nie widział. Nikt mu przecież o tym nie mógł pisnąć ani słówka. Więc co?
Chciałam tej Zośce kudły powyrywać, ale przypomniałam sobie, jak ostatnio dałam mu słowo, że nigdy więcej nie rzucę się na nikogo z pazurami. No to dotrzymałam słowa. Ją oszczędziłam, ale jemu wylałam cole z lodem za koszulę i z całej siły walnęłam torbą w czułe miejsce. Ale złego słowa tej rudej małpie nie powiedziałam. Potem dałam nogę i jestem u ciebie. Ech, Adaśku, Adaśku. Ty jeden zrozumiesz mój ból.
Stoisz sobie na Rynku, patrzysz na Kraków i słuchasz.
Słowa, słowa, słowa rzucane na wiatr. Pewnie błąkają się po uliczkach, szybują dookoła, zaglądają do okien. Słowa jak motyle, jak mgła, jak ptak. Pewnie zapamiętujesz je wszystkie, układasz z nich zdania, rozdziały, tomy. Szkoda, że już ich nie wydasz.
To ja już pójdę. Trzymaj się Adaśku. Lubię te nasze rozmowy. Jak będę w pobliży to wpadnę na parę słów.
A, jeszcze słówko.
Zauważyłeś jakie fajne nazwisko miał ten twój przyjaciel Julek? Słowacki – kumasz?
Słowa – cki. Z takim nazwiskiem to od razu widać że, w literaturze robi. Ale ja i tak cię kocham.
Stawiam ci tu piweńko na schodkach, bo zimnica taka się robi, że strach.
Pa, kochany.Pa.