AFRYKA UDOMOWIONA
W nieznane
Część pierwsza
Po dwóch latach spędzonych w Rzymie – swoistej „poczekalni”, kiedy już było pewne, że wyjeżdżamy do RPA, mieliśmy mieszane uczucia. Z jednej strony, zniecierpliwienie i podekscytowanie, z drugiej lęk, jaką przyszłość nam przyniesie ten odległy i obcy kontynent.
Podróżujemy z dwojgiem malutkich dzieci – jedno trzyletnie, drugie pięcio. Czy mamy prawo wywracać im ich małe światy kolejny raz do góry nogami? Jak się później okazało, okoliczności zmusiły nas do powrotu, ale Afryka nigdy do końca nas nie opuściła.
Wszyscy którzy z niej wyjechali, śnią o niej, wracają myślami, po prostu tęsknią. Nie inaczej jest ze mną, moją rodziną i moimi przyjaciółmi.
Po czternastu godzinach lotu, Afryka przywitała nas zapachami. Suche, gorące powietrze pachniało mieszanką traw, czerwonej, rozpalonej ziemi i czymś słodkawym, nieokreślonym. Nie było kolorów, tylko zapach. Ilekroć później lądowałam na lotnisku Jan Smuts w Johannesburgu, mając jeszcze w nozdrzach kurz i bezpaństwowy zapach asfaltów, betonów i spalin europejskich miast, zachłannie wdychałam tę Afrykę, wciągałam ją wszystkimi porami skóry i każdą komórką.
Szofer, który po nas wyjechał, nie bardzo mówił po angielsku. Najważniejsze, że trzymał wysoko tabliczkę z naszym nazwiskiem. Jesteśmy wszyscy wykończeni, a przed nami dwie godziny drogi do Vanderbijlparku, gdzie mięliśmy rozpocząć nowy rozdział naszej przygody. Zmordowane podróżą dzieci zasnęły natychmiast, a ja, spod półprzymkniętych powiek patrzyłam na mijane, dziwnie puste krajobrazy. Październik, wiosna w Afryce, powitał nas żółtym kolorem spalonych darni, suchych traw, jak mi się wydawało, wszechobecnych. Żadnych domów, wsi, żadnych gospodarstw porozrzucanych po tych niekończących się polach, pusto po horyzont. Jedyne, co przykuło moją uwagę, to nagle wyłaniające się z tej pustki Soweto. Miasto czarnych, którzy stamtąd dojeżdżali do Johannesburga do pracy. Porażające wrażenie. Tysiące blaszanych baraków, ciasno upchanych jeden przy drugim. Dachy z blachy falistej, obciążone przed wiatrem oponami lub kamieniami, szare, pordzewiałe i potwornie zaniedbane. Wtedy nie miałam pojęcia, że można tak mieszkać. Całymi rodzinami, przez wiele, wiele lat toczyło się w nich normalne życie. Bez nadziei na lepsze. Teraz wiem, że nie musiało tak być.
c.d.n.