😷 Zapiski z czasów zarazy
Plusy i minusy. Bo nigdy nie jest tak żeby było całkiem dobrze, albo całkiem źle. Te pół szklanki zawsze daje możliwość wyboru. Ponad trzymiesięczny wycinek (jak wrzód jakiś) z życiorysu. Przymusowe "zamknięcie" w iluś tam ścianach albo mobilizuje, albo demobilizuje. Można tak albo inaczej. Nie można zbyt swobodnie. To co można - to w tych ścianach. Odkurzyć, posegregować, uporządkować, przeczytać albo napisać. Ile? Jak długo? Po co? Można też NIC. Spełnione marzenie o czasie wolnym. Ale fajnie! Ale po dużej dawce ma się go już dość. Tego wolnego.
Z drugiej strony zamknięcie i izolacja to pretekst, żeby nie robić czegoś, na co nie ma się ochoty, a nie było się na tyle asertywnym, żeby w "normalnych", albo inaczej: poprzednich warunkach, po prostu odmówić. Uff, nie było nudnego imieninowego spotkania u szwagierki, nie było przedświątecznej gonitwy i przygotowań świątecznego stołu.... I jakoś toczy się dalej, przestaje się pamiętać, uznaje się, że w gruncie rzeczy to nie takie ważne, może dawniej, kiedy było się młodszym, kiedy rodzina , itd.... A teraz?
Chyba więcej pieniędzy powinno zostać w portfelu, bo przecież robiło się mniejsze zakupy. Pozornie!!! Inflacyjka nabiera sił i rozpycha się niegrzecznie. Więc zostało niby więcej ale zdecydowanie na mniej.
A życie toczy się dalej. Tylko jakby szybciej. I jakby smutniej. Refleksji coraz więcej. Już coraz mniej uczestniczymy w życiu, coraz bardziej stajemy się tego życia obserwatorami. To podobno nazywa się starość.
Z pozycji obserwatorki
Ewa Z.
Nawet truskawki jakieś mniej truskawkowe. Napompowane jakieś, z większymi szypułkami!