Recenzje filmowe
Najlepszy? Najgorszy? - moje życie z serialami.
Jak ja się kochałam w tym Janku. Gdybym tylko wiedziała jak, przefarbowała bym moje pszeniczno -białe włosy na rudo, założyła oficerki i zamieszkała w czołgu. Na szczęście w zakresie farbowania byłam kompletną dyletantką, czołgu nie było w okolicy, a zamiast oficerek mama kupiła mi sandały. Żeby chociaż na psa się zgodzili.
W tych latach wszystkie polskie kundle nosiły szlachetne imię Szarik. Niestety, w domu królował kot Pituła i pies nie miał szans. Historia? Fakty? Wszystko to były nieważne duperele. Liczyła się załoga. Załoga jak palce u jednej ręki.
Czterej pancerni i pies w reżyserii Konrada Nałęckiego, według scenariusza Janusza Przymanowskiego był pierwszym serialem w moim życiu. Premiera odbyła się 9 maja 1966 o godz. 20:00.
Na sukces złożył się przede wszystkim fakt, iż po raz pierwszy tematyka wojenna została potraktowana lżej niż do tej pory. Silną stroną filmu była znakomita gra aktorów – nie tylko pierwszoplanowych, ale również tych obsadzonych w rolach epizodycznych. Postacie zostały odtworzone przez aktorów tak sugestywnie, że publiczność traktowała je niemal jak swoich bliskich. Dziś powstało wiele kontrowersji wokół filmu, ale i tak serial niezmiennie plasuje się wysoko we wszystkich plebiscytach na najlepszą polską produkcję wszech czasów. A ja? Cóż, miłość do Janka gdzieś uleciała, włosy ufarbowałam, ale w rudych nie czułam się najlepiej, a od czołgu wolę samochód. Natomiast miłość do butów typu oficerki towarzyszy mi przez całe życie, podobnie jak sentyment do „Czterech pancernych i psa".
15 września 1967rok – to data, kiedy po raz pierwszy z ekranu padły słowa – „Kargul, podejdź do płota" i „sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie". Ten serial (1967 Sami swoi, 1974 Nie ma mocnych, 1977 Kochaj albo rzuć) żyje w moim życiu od zawsze i na zawsze. Dialogi z niego znam na wyrywki, a te dwa „granaty w świątecznym ubrani" nie jeden raz ratowały moją psychikę. Oglądałam, oglądam i oglądać będę zawsze. Każda minuta spędzona z Kargulami i Pawlakami to tak jak niedziela z najlepszymi przyjaciółmi.
Najgorszy serial. Rok 1984 - 1985
Ela psychikę ma delikatną, oczy w mokrym miejscu, a serduszko u niej nie dość że wrażliwe, to jeszcze troszkę chore. Dlatego nie dała mi wyboru, kiedy pewnego dnia oświadczyła, że nie jest w stanie oglądać tego w samotności i będzie przychodzić do mnie. Trudno. Przyjaźń wymaga poświęceń. W każdy wtorek, kiedy emitowano kolejne odcinki, w Polsce pustoszały ulice. W każdy wtorek, po głównym dzienniku, Ela z zapasem chusteczek zasiadała u mnie przed telewizorem i już od pierwszych scen zalewała się łzami. I kiedy ten wredny Leoncjo podpalił stodołę, w której znajdować się miała cudnej urody niewolnica Izaura, Ela zaszlochała straszliwie i padła bez życia. Ja, rozdarta pomiędzy niedopaloną niewolnicą, a nieprzytomną przyjaciółka, zaczęłam ratować Elkę. Cóż, pomyślałam, pożaru w Brazylii i to pożaru z 1888 roku nie ugaszę. Ratowanie Izaury zostawiłam Brazylijczykom i zajęłam się reanimacją przyjaciółki. Lekarz z pogotowia zdiagnozował zawał serca. Szpital, leczenie – Elka przeżyła. A ja do dziś nie wiem, czy w dalekiej Brazylii równie skutecznie uratowano Izaurę. „Niewolnica Izaura" to był najgorszy serial, który w życiu oglądałam. Pewnie najgorszy również dla 38 dziewczynek w Polsce, którym w czasie nadano imię Isaura.