Grzech, a sprawa polska
Grzech ma się dobrze.
Wystartował on z przytupem i fajerwerkami.
Grzech pierworodny, bratobójstwo i kazirodztwo..... no nieźle......A właściwie to nawet wcześniej kocia łapa przecież i seks niesakramentalny, o zgrozo!!!!
Potem już poszło. Grzech nabrał rumieńców i atrakcyjności. W ślad za tym zwolenników licznych i przybywających wciąż.
Także wśród tych co się modlą pod figurą, ale tu trudno się czepiać, bo oni z definicji mają diabła za skórą....
Chociaż chyba się jednak czepię trochę, bo na onegdajszy apel pewnego znawcy tematu, zwanego ojcem: kto nie grzeszy niech się zgłosi, zgłoszenia trwają. Powściągliwie wprawdzie, ale to z głęboko zakorzenionej w narodzie skromności i niechęci, coby na afisz.......
Ale wielki potencjał grzeszności jest. I trudno się dziwić, że atrakcyjność uwodzi...
Tak więc nie zdziwiłam się, kiedy przy okazji codziennego, porannego rozradowywania z racji, że jest rewelacyjnie oczywiście, dodatkowo także z faktu, że właśnie stuknęło mi tyle to a tyle, a przecież mogło tyle to a tyle i jeszcze nie wiadomo ile, i okazjonalnego rachunku sumienia, z którego wyszło że aż się prosi, żeby coś dorzucić jeszcze, ze zwykłej przyzwoitości nawet...
Bo tu deficyt grzeszności wylazł jak jakaś glizda.......
A tu asortyment dostępny coś częściowo jakby......
Jak grzeszyć, jak grzeszyć????
Nie poprzestawam w wysiłkach, ale trudno będzie dość.......
I boję się, żeby nie okazało się, że w asortymencie pozostanie mi tylko dietetyczne ciacho z potrójnym kremem........
Barbara Waksmańska