Kolacja już czeka
Kolacja już czeka – odczytał sms od Marylki. Przyspieszył kroku między regałami z drobiazgami instalacyjnymi: uszczelki, podkładki, złączki… konopi czy pakułów, jak się dawniej mawiało, to w tych nowoczesnościach już nie uświadczysz. Wszystkie sprawunki w koszyku – to teraz do kasy. Może po drodze jeszcze kupiłby jakiś kwiatek i wino do tej kolacji? Eee nie, nie ma sensu, mogłaby pomyśleć że ma coś na sumieniu i chciałby się przymilić. A kwiatki takie drogie... Za mały bukiet to i kilogram schabu, jak jest w promocji, można dostać. I tak, rozmyślając o drożyźnie i inflacji, przypominając sobie ceny benzyny na przestrzeni kilku lat, dotarł do drzwi mieszkania. Marylki nie było. Ale była karteczka z informacją, że zebranie w stowarzyszeniu może się przedłużyć, więc żeby na nią nie czekał tylko wziął sobie z lodówki cokolwiek, najlepiej to tę resztkę zupy z obiadu, ewentualnie ziemniaki też może sobie odsmażyć. Sprawdził jeszcze raz sms. Kolacja już czeka.
Dziwne… Jaka kolacja? Na kogo i gdzie czeka? Grzebiąc bezwiednie w rondelku z rozgotowaną kalafiorową uwolnił wspomnienia i fantazje. Ich pierwsza wspólna kolacja… Wieki temu, na pewno ponad 40 lat… Golusieńka Marylka na dywanie na środku pokoju i zjadane truskawki ułożone równiutko wzdłuż jej kręgosłupa. A na łopatkach przekrojone po długości połówki banana. I bita śmietana na jego brzuchu. I jakieś wino musujące (sprzedawane jako szampan). I muzyka. Miała dziewczyna fantazję! A on po tej kolacji sporo sprzątania. Albo ta kolacja na Kopcu Kraka – kanapki i herbata z termosu i księżyc w pełni na wyciągnięcie ręki. Albo latem na wodzie. Wypłynęli nocą na Balaton na dmuchanych materacach i zajadali się owocami popijając wino dla diabetyków – to był jej pomysł. Ponieważ było dwa razy tańsze od zwykłego, więc kupiła – szalona – cztery butelki. Tak, przy Marylce nie sposób się nudzić, ale nadążać za nią coraz trudniej. Przygotowywała też wystawne kolacje z wyszukanym menu. Zapraszała na nie znajomych, którzy przyprowadzali swoich znajomych. Kiedyś po takiej kolacji obudzili się w towarzystwie dwóch roznegliżowanych kobiet. Ale Marylka nie widziała problemu, ogarniała wszystko sprawnie i z uśmiechem. Połykała życie jak te dziwaczne kolacje. Ileż nam Władku zostało? - to jej pytanie powtarzane od kilku lat jakby w obronie przed jego karcącym spojrzeniem. A któż to może wiedzieć ile zostało? - wytrącił go z zadumy swąd przypalonych ziemniaków.
Włączył telewizor – namiastkę towarzystwa. Przemył twarz, otworzył okno wypuszczając zapach spalenizny i wpuszczając zimny smog i, zastanawiając się „co dalej”, przemaszerował kilka razy wzdłuż przedpokoju.
Z uszczelką uporał się błyskawicznie.
Jeszcze tylko karteczka i równym pismem wiadomość dla Marylki: Kolacja już nie czeka. Ani ja.
Ewa Zdziejowska
październik 2021