PRZYJAŹŃ
Rozmowa (z sobą?)
Dzwonek telefonu. Podnoszę słuchawkę.
- Cześć, to ja. Masz chwilę?
- No pewnie, fajne są te nasze pogaduchy. Tym bardziej, że mamy „wolne minuty”.
- A na emeryturze pozornie nie mamy braku wolnego czasu.
- Zabrzmiało jak tłumaczenie z obcego języka. Zabawnie.
- Aha. Lubimy te zabawy językiem, przekomarzania i ploteczki. Wspomnienia i przemyślenia. O tym co nas dzieli a co łączy. O przyjaźni...
- Strzał w dziesiątkę!
- Bo?
- Na najbliższe sagowe spotkanie w Willi Decjusza mam napisać na temat przyjaźni.
- Coś bliżej?
- Nic bliżej. Opowiadałam Ci kiedyś o tych spotkaniach. Są super. Sami sobie wymyślamy o czym będziemy pisać, a potem czytać. Tematy są rozległe, luźne, a co do formy to pełna dowolność.
- No i w czym problem?
- W czym?! Wypracowanko miałam właściwie w głowie. Wiesz – pojedyncze sekwencje, może cytaty, taki zlepek mądrości... Zgrabnie mi się to ułożyło „w rozumie”...
- I co?
- Co: „co?” Otworzyłam komputer i swoją pocztę. I to był mój błąd. Albo szczęście. Kolega Marek napisał m o j e wypracowanie. Prawie moje. Czytałam ze zdumieniem i na przemian chciało mi się kląć i śmiać. W każdym razie zostałam bez zadania, bo przecież gdybym napisała to co chciałam? – prawie plagiat.
- Rzeczywiście dyskomfort. A przyjaźń istnieje?
- No wiesz?! Pewnie że tak! Niedawno przeglądałam fotki z kilku ostatnich spotkań koleżeńskich. Ponad czterdzieści lat po maturze. Wiesz? – w tamtych latach nie było między nami jakichś szczególnych więzi. A teraz? Spotykamy się i nie możemy się rozstać. Nigdy nie brakuje tematów rozmów. No i pomagamy sobie, wspieramy się, dzielimy się swoją wiedzą, doświadczeniem...
- Wniosek?
- Przyjaźń jest potrzebna i jest bezinteresowna.
- Tak było zawsze?
- Jak to „zawsze”? Zawsze to jej nie było – tej przyjaźni szkolnej. Jakiś nikły płomyczek pewnie się tlił. No i, że tak poetycko podejdę do tematu, powolutku i delikatnie dorzucaliśmy do ognia. Pomyślałam, że przyjaźń jak wino. Nie powinno dochodzić do gwałtownej fermentacji – to po pierwsze, a po drugie – odpowiednio pielęgnowane i doglądane coraz lepiej smakuje. Dojrzewa z czasem i nabiera wartości.
- Opowiedz mi o swojej przyjaźni.
- Dlaczego mówisz w liczbie pojedynczej? Przyjaźń niejedno ma imię.
- No tak. To co? Opowiesz?
- Chyba jednak nie. Mogłabym się zdradzić jakimś szczegółem, naruszyć prawo ochrony danych osobowych. Ale urzędowo zabrzmiało, prawda? Nie chcę ujawniać, bo przyjaźń to związek intymny. To c o ś, jeżeli już jest to nie wymaga reklamy. Ani deklaracji.
- To czym jest przyjaźń?
- Nie ma, według mnie jednego i jednoznacznego określenia. Myślę, że definicji, opisów, przykładów jest mnóstwo. Nieskończenie wiele. Zawsze można coś dodać.
- No to dodaj.
- Przyjaźń nie potrzebuje, tzn. nie musi potrzebować kontaktu osobistego. Może istnieć na odległość. Mam całą stertę korespondencji sprzed lat: kartki, listy długie, krótsze. Potem w kontaktach była przerwa, ale po jakimś czasie powrót, rozmowy, spotkania.
- Jest tak samo jak dawniej?
- Tak samo być nie może. Starzejemy się, wszystko wokół się zmienia, tematy rozmów inne niż dawniej. Ale to c o ś jest, ta potrzeba kontaktu.
- Kolejny wniosek?
- Przyjaźń jest trwała, żywotna. Przerwa w kontaktach jej nie zabije. Jest odnawialna.
- A co się stanie jeżeli nie będzie się jej pielęgnować?
- Myślę, że jest nieśmiertelna. Chociaż..., nie do końca. Żyje tak długo jak my żyjemy i w każdej chwili życia mamy szansę do niej wrócić. A po śmierci zostaje jako wspomnienie. Tak jak wspomnienie o nas.
- Niezniszczalna?
- Chyba jednak nie, nie zawsze. Od każdej reguły są wyjątki. Można ją zepsuć, stracić.
- Jak?
- Uczuciami. Miłością, zazdrością, brakiem zaufania, zaborczością... Mogą ją zabić powiązania rodzinne, obowiązki służbowe, jakieś zobowiązania, konieczność dochowania tajemnicy. Nie można wykluczyć takich sytuacji.
- To znaczy, że są uczucia mocniejsze.
- Mocniejsze gwałtownością, siłą rażenia. No i niestety bywa, że po przyjaźni pozostaje wspomnienie i gorycz. Ale bywa też, że czas goi rany, łagodzi, zapomina się o żalu i wraca do dawnej przyjaźni, jakoś się ją reanimuje. Dobra wola obu stron, mądrość życiowa, której nabiera się z latami i wiara że się uda, mogą dawać nadzieję, że nie wszystko stracone.
- A miłość i przyjaźń? Czy możliwe jest współistnienie?
- Raczej nie. Miłość to uczucie gwałtowne, wulkan. Miłość to fizyczność, cielesność. To burza hormonów, seks, kokieteria, zazdrość, zauroczenie, deklaracje, zapewnienia, starania, niecierpliwość, podniecenie przed kolejnym spotkaniem, bujanie w obłokach, chęć imponowania, motyle w brzuchu, stany zapomnienia, niejednokrotnie zaniedbywanie tak zwanej szarej codzienności!
- Chyba się zagalopowałaś.
- Może trochę. Ale przyznaj – początki miłości przecież tak wyglądają. Zwłaszcza w młodości. W wieku dojrzałym może jest to mniej widoczne, subtelniejsze, ale jest. Miłość bywa szalona, nie ma tej rozwagi i stateczności dostrzeganej w przyjaźni. Czy widzisz czas i miejsce dla przyjaźni przy miłosnych uniesieniach, romantycznych spotkaniach? Wątpię.
- Sugerujesz, że albo - albo?
- Nie tak rygorystycznie. W dobrym związku przyjaźń zaczyna wypełniać miejsce po zanikających z czasem miłosnych żądzach. Matematycznie można to określić proporcjonalnością odwrotną. Po latach przyjaźń zdecydowanie dominuje, po miłości zostają wspomnienia, zdjęcia, zasuszone kwiaty, jakieś pamiątki...
- Dodaj jeszcze: dzieci, inne problemy, inne radości, trochę inna twarz miłości.
- Tak, masz rację.
- To co? Kończymy?
- Poczekaj, jeszcze jedna myśl, kolejny dowód na to, że przyjaźń i miłość nie mogą z równą siłą istnieć równocześnie. Otóż w przyjaźni nie chodzi o to, żeby być nierozłącznym, ale o to, żeby rozłąka nic nie zmieniła.
- Wiesz, coś w tym rzeczywiście jest. Mądre podsumowanie.
- No to kończmy i do następnego. Fajnie się rozmawiało, no i mam gotowe wypracowanko na sagowe spotkanie. Pa!
- Cześć! Powodzenia. Następnym razem opowiesz jak było.