PRZEM I JA NIE
Płynęłam sobie leniwie. Pogoda piękna. Z dala dobiegały mnie jeszcze piski dzieciaków chlapiących się w rzece przy brzegu, ale szybko dotarłam do strefy ciszy wędkarzy. Zaśmiałam się w duchu, obserwując ich pełne skupienia miny i nieruchomy wzrok utkwiony gdzieś w im tylko znanym punkcie zatopienia okrutnego narzędzia zbrodni. Bądź ostrożna, nie płyń tam – to przestroga intuicji. Nagle coś obok zawirowało, woda mocniej zafalowała i pojawił się ON. Opłynął mnie z jednej strony, nasze ciała otarły się o siebie, zanurkował, wypłynął z drugiej strony. Głupie zaloty – pomyślalam. A on bez ceregieli przedstawił się: „Przemek, ale wystarczy Przem. Gonimy się?” I znów zanurkował. Phi! jak smarkacz – pomyślałam, ale było mi całkiem przyjemnie. A on zrobił jakieś kolejne dziwne salto, uśmiechnął się szelmowsko i obiecał zaraz wrócić z prezencikiem na pamiątkę naszego spotkania. Przymknęłam oczy i rozmarzyłam się: PRZEMEK..., PRZEM..., PRZEM i JA? TAK? NIE? I znów poczułam gwałtowny plusk. Otworzyłam oczy. To Przem! Oddalał się ode mnie gwałtownie trzepocząc całym ciałem, z zagryzionym błyszczącym prezencikiem doczepionym do niewidocznej żyłki !!! To k o n i e c.
PRZEM I JA NIE będziemy razem. Przemijanie.
Ewa Zdziejowska
Luty 2015