Święta w Wenecji
Jego żona spędzała święta z młodym kochankiem na plaży w Brazylii. On sam przyjechał do Wenecji, chciał w ten sposób jak klamrą spiąć ich wspólne dwadzieścia lat i zakończyć. Ten sam hotel, ten sam apartament. Boy postawił walizki a pokojówka zaczęła zasłaniać okna ciężkimi aksamitnymi portierami, kiedy w pensjonacie naprzeciwko rozbłysło światło i zobaczył za muślinową firanką przemykającą smukłą postać.
- Proszę zostawić, wystarczy, a śniadanie poproszę jutro do pokoju.
Układał w łazience swoje osobiste drobiazgi, sprawdził telefon komórkowy i okulary.
Rozglądnął się wokół. Tak, to było rozkoszne gniazdko dla zakochanych - pary takiej jak oni wtedy. Ta dyskretna elegancja, olbrzymie łóżko i kopie obrazów Bouchera na ścianach. Co on tu teraz robił ? Stał i patrzył w okno naprzeciwko. Było późne popołudnie, światło lampy i przejrzysta firanka stworzyły scenę jak w teatrze cieni. Przysunął sobie fotel do okna usiadł i wtedy rzeczywiście rozpoczął się spektakl.
Wiotka dziewczyna z upiętymi wysoko włosami w długiej wieczorowej sukni wirowała na środku pokoju. Nagle stanęła, koniuszkami palców uniosła ramiączka i suknia zsunęła się w dół. Wyobrażał sobie jak układa się ciemnymi kręgami na dywanie i jak przekraczają ją smukłe nogi w czarnych, błyszczących szpilkach. Teraz zgięta w pół zdjęła buciki. Przed nim uwypukliły się kształtne pośladki z ledwie zaznaczoną kreską czarnych majteczek i pas do pończoch, amarantowy, głęboko wycięty, opinający wąskie biodra. Przesunęła się i odsłoniła empirowe złocone krzesło obite adamaszkiem. Osunęła się na nie, powoli rozchyliła uda i unosząc raz jedną a raz drugą nogę rolowała pończochy, zacząwszy od koronkowej podwiązki, aż ukazały się blade, prawie dziecinne stopy. Włosy opadły jej na twarz zasłaniając ją i pozostawiając pole do domysłów. Wtedy zgasło światło.
Dzień następny poświęcił na szukanie odpowiedniej teatralnej lornetki i oczekiwanie wieczoru. Był pewien, że nastąpi ciąg dalszy. Zamówił do pokoju szampana i wyciągnął smoking. Podekscytowany czekał ukryty w ciemności. Siąpił deszcz i turyści schronieni pod parasolami, szybkimi krokami przebiegali ulice. Zapadł mrok i na piętrze naprzeciw rozbłysło światło.
Firanka okręcona wokół nagiej postaci skrywała ją szczelnie i tylko głowa wychylała się z jej fałdów jak pąk kwiatu. Postać powoli obracała się, odsłaniając zmysłowym ruchem wąskie ramiona, płaski tułów, który jak mu się wydawało, kończył się kępką jasnych włosów i jeżeli to możliwe młodzieńczym penisem. Lornetka wypadła mu z rąk. Światło zgasło.
Następnego dnia wyjechał, ale zanim wsiadł do taksówki odwiedził pensjonat vis a vis. W recepcji za sutą opłatą dowiedział się, że angielska rodzina z szesnastoletnim synem, mieszkająca na piętrze wyjechała rano. Chłopiec podobno bardzo się nudził.