Gloomy Sunday
13 stycznia 1968 roku popełnił samobójstwo wyskakując z okna swojego domu w Budapeszcie Rezső Seress, węgierski kompozytor, znany właściwie z jednej piosenki, która ma status światowego standardu a jej historia należy do niezwykłych. Opowiem historię piosenki owianej złowrogą legendą, chociaż nawet szczegóły jej powstania są niepewne.
Piosenka pierwotnie miała tytuł "Vege a világnak" (świat się kończy), szybko zamieniony na "Szomorú vasárnap" (przeklęta niedziela), a w świecie znana jest jako „Gloomy Sunday”, z dodatkowym „złowrogim” mianem The Hungarian Suicide Song (węgierska pieśń samobójców). Rezső Seress skomponował ją pewnej deszczowej niedzieli w grudniu 1932 r., w Paryżu. Są to czasy „Wielkiej Depresji”. Kryzys obejmował Amerykę i Europę. Panował nastrój społecznego przygnębienia. Rodził się faszyzm. W Europie było ponuro. Najprawdopodobniej tego rodzaju odczucia stoją u źródeł powstania tej piosenki. Jej pierwszy tekst, (który zaginął) autorstwa samego Seressa, opowiada o przeczuciu końca świata. Seress miał kłopoty z publikacją piosenki. Wydawnictwo odmówiło mu opublikowania nut, ponieważ uznało, że "Ponura niedziela" jest zbyt melancholijna i że lepiej będzie jak ludzie nigdy jej nie usłyszą. Piosenkę opublikowało inne wydawnictwo. Dostała nowy tekst László Javora – poety i reportera kryminalnego gazety 8 Órai Újság. Bohater tekstu rozpacza po śmierci kochanki, do tego stopnia, że chce popełnić samobójstwo, żeby się z nią znów połączyć.
„Ponura niedziela”, jeszcze przed studyjnym nagraniem była wykonywana w knajpkach i błyskawicznie zdobyła ponurą sławę. Zaczęto wierzyć, że wywołuje manię samobójczą.
Krążyły plotki, że dziewczyna kompozytora (Seressa), która odtrąciła go przed laty, popełniła samobójstwo – w innej wersji, była to dziewczyna autora tekstu, László Javora. Obok jej ciała znaleziono kartkę, na której widniały słowa "ponura niedziela.” Samobójstwo miał popełnić także drugi wydawca piosenki. Jako pierwsza odnotowana ofiara piosenki wymieniany był młodzieniec, który wiosną 1933 roku, siedząc w budapesztańskiej kawiarni poprosił orkiestrę o wykonanie "Ponurej niedzieli" a kiedy orkiestra skończyła grać, poszedł do domu i zastrzelił się. Złowieszczą popularność utworu ilustruje fakt, że jedynie w okresie 13-24 listopada 1935 roku pojawiło się na jego temat 278 artykułów w francuskich, niemieckich, szwajcarskich i włoskich gazetach. Rzekomo odnotowano na Węgrzech (w tym czasie) dziewiętnaście przypadków, dotyczących takich osób, które popełniły samobójstwo po wysłuchaniu piosenki – na żywo, wykonanej przez zespół, lub znaleziono osoby martwe w domu albo pokoju hotelowym z nutami piosenki w ręku albo leżących przy niewyłączonym gramofonie z płytą.
Oryginalnie „Ponura niedziela” została nagrana w 1935 r. na Węgrzech przez Pál Kalmára. W 1936 roku pojawiła się w Stanach Zjednoczonych, już z piętnem „The Hungarian Suicide Song (węgierska pieśń samobójców)”. Powstało kilka jej wersji, wśród nich nagranie orkiestry Hala Kempa z tekstem Sama M. Lewisa, który uwzględnia w swojej treści już zaistniałą legendę utworu. W 1941 r. "Gloomy Sunday" nagrała Billie Holiday. Holiday dodała trzecią zwrotkę, nadając swojej wersji oniryczny charakter, niejako przenosząc sytuację w sferę sennych majaków. To najsłynniejsze wykonanie tej piosenki, chociaż sięgało później po nią jeszcze dziesiątki wykonawców, między innymi takiej klasy jak Lou Rawls, Ray Charles, Elvis Costello, Sarah McLachlan, Sarah Brightman i Björk.
Ogółem naliczono 200 ofiar melodii. Wedle powszechnej opinii spowodowała na Węgrzech falę ponad stu samobójstw. Drugie sto przypada na pozostałe kraje. Wśród ofiar smutnych tonów znaleźli się podobno wykonawcy, którzy odważyli się włączyć utwór do swojego repertuaru. Podawano informacje, że muzycy nie chcą grać „Gloomy Sunday” z obawy o swoje życie. Stacje radiowe miały nie emitować piosenki, w tym BBC zakazała jej emisji. Państwa zakazywały jej rozpowszechniania, publikowania i wykonywania.
„Gloomy Sunday” ubrano w histeryczną legendę. Podobnie jak w XVIII wieku „Cierpienia młodego Wertera” – powieść Johanna Wolfganga von Goethego opublikowana w roku 1774, spowodowała falę histerii. Po pierwszej publikacji powieści, wśród młodych romantyków pojawiła się moda na naśladowanie głównego bohatera, począwszy od podobnego do niego stroju (niebieski frak z żółtą kamizelką), a na samobójstwach kończąc. Ostatnio mamy do czynienia z podobną falą histerii na punkcie gry internetowej „Niebieski wieloryb”.
Korelacje czasowe nie są żadnym dowodem związku przyczynowo-skutkowego, najczęściej są zupełnie przypadkowe a my w swojej ograniczoności umysłowej łączymy je ze sobą i nadajemy im całkowicie fałszywe znaczenia.
Wskaźnik samobójstw na Węgrzech zawsze był i jest wysoki. W trudnych latach 30-tych było ich jeszcze trochę więcej. Przy dużej ilości samobójstw łatwo część z nich powiązać z czymkolwiek np. z piosenką. Zakazów radiowych czy państwowych piosenki „Gloomy Sunday” nie było – gdzieś lokalnie mogło się coś takiego wyjątkowo zdarzyć. Jest 1 (jeden) udokumentowany przypadek zakazu nadawania piosenki. Radio BBC, zakazało nadawania „Gloomy Sunday” w wykonaniu Billie Holiday – „piosenka źle wpływa na morale osób w czasie wojny”. Instrumentalna wersja była dozwolona. Tylko w czasie II wojny światowej gwiazdą piosenki brytyjskiej była pogodna Vera Lynn, która śpiewała: „uśmiechnij się” i że „spotkamy się znowu pewnego słonecznego dnia”, śpiewała ku pokrzepieniu serc zarówno dla żołnierzy na froncie jak i dla ich rodzin pozostających w domach. „Gloomy Sunday” nie jest pogodna i nie pokrzepia, jest smutna, melancholijna i depresyjna, jest ponura, nikogo nie mogła pocieszyć. Nic dziwnego, że BBC zakazało jej w tamtym czasie. Zdumiewające jest, że zakaz BBC (dla „Gloomy Sunday” w wykonaniu Billie Holiday) został zniesiony dopiero w 2002 roku!
Mamy jeszcze w 1968 roku samobójstwo kompozytora Rezső Seressa, które też zostało włączone w ponurą legendę piosenki. Seress przed samobójstwem, podobno, miał wyznać, że zabije się, bo nie jest w stanie stworzyć żadnego przeboju dorównującego „Gloomy Sunday”.
Powstał film dokumentalny o „Gloomy Sunday”. Piosenkę można usłyszeć w wielu filmach fabularnych a film „Kovak Box” posiłkuje się jej złowrogą legendą do zbudowania fabuły.
Paranauka tłumaczy potężną siłę „Gloomy Sunday” tak: „Seress wyraził swoje własne głębokie uczucie rozpaczy tak sugestywnie, że udzielało się ono słuchaczom jego kompozycji; ogarnięci smutkiem, postanawiali odebrać sobie życie.”
Nauka tego nie potwierdza. Muzyka, którą lubimy, działa na organizm podobnie jak cukier, alkohol i narkotyki – uwalnia dopaminę. To neuroprzekaźnik wytwarzany w ludzkim mózgu potocznie zwanym hormonem szczęścia. Muzyka może powodować zmianę rytmu uderzeń serca, wpływać na procesy trawienne i metaboliczne, kształtować reakcje emocjonalne i intelektualne. Jednak dzieło sztuki nie może sprowokować osoby do samobójstwa. Nie mamy ani jednego takiego, dobrze udokumentowanego przypadku. W 1974 roku socjolog David Phillips sformułował pojęcie „efektu Wertera”, które określa związek pomiędzy nagłym wzrostem liczby samobójstw a poprzedzającym go nagłośnieniem w mediach samobójstwa jakiejś znanej osoby. Informacje o samobójstwach oraz ich opisy zamieszczane w mediach mogą spowodować naśladownictwo. Wszyscy badacze zajmujący się problematyką samobójstw wskazują na potrzebę dalszego badania skutków prezentowania zachowań samobójczych na potencjalnych samobójców, zwłaszcza młodocianych.
Czas na posłuchanie utworu. Przedstawiam „Gloomy Sunday” w wersji Billy Holiday