Wakacyjna miłość

  Uchodziła za najpiękniejszą w rodzinie. Srebrzysta blondynka, lekko falujący jedwabisty włos do ziemi, ufne czarne spojrzenie wielkich oczu. Mały nosek. Absolutna piękność. Budziła podziw wszystkich. Nikt nie mógł się z nią równać. Do tego ta jej pewność siebie a zarazem delikatność. Wzruszała nas. Swoją wolność demonstrowała na każdym kroku. Biegając po całym ogrodzie, nie zwracała uwagi na okazywany podziw sąsiadów zainteresowanych bliższą znajomością. Aż przyszedł taki dzień. Za ogrodzeniem pojawił się on. Tkwił nieruchomo i patrzył. Jakiś nieśmiały ? Czyżby niemowa? Zobaczyła go. Zapatrzeni w siebie w milczeniu trwali po obu stronach płotu. Mijały minuty. Wyglądali jak domino. Ona perłowa blond on czarny jak noc. Nie poznawałam jej. Czym ją ten obwieść zafascynował? Brzydactwo, czarne, chude, sama kość. No, na taki mezalians nie pozwolę.


Zaczęłam się obawiać tej wzajemnej fascynacji. Za młoda na amory. Delikatna. Nerwowa. Nie zna życia. Skrzywdzi ją. Niech się poznają bliżej zawyrokował mąż. Poszaleją w ogrodzie, nie będzie się nudzić. To kolega i do tego sąsiad z dalsza. Jakoś nie mogliśmy ustalić skąd się wziął. Nic jej nie grozi . Kontroluj tą znajomość. Męża zafascynował. Przymilny, cichy, dobrze ułożony. Zaprosił go do ogrodu. Wpatrzony w srebrną zwiewność włóczył się za nią krok w krok. Wyfrakowany jak lokaj czujny na każdy jej gest. Trzymała go na dystans nie pozwalając na umizgi. Ale miała coraz bardziej maślane oczy. Z każdym dniem zadamawiał się coraz bardziej. Później zaczęły się poczęstunki każdemu po równo. Rozpieszczona, dozowała mu je. Nie grzeszyła gościnnością. Znosił to ze spokojem coraz bardziej zakochany. Z ogrodu zaczęła go wprowadzać do domu. Już nie wściekała się gdy był coraz bliżej i bliżej i milej. Robiła się coraz bardziej przystępna. Pilnowałam ich włócząc się za nimi. Ale mi przyszło, przyzwoitka. Nie wierzyłam w swoją skuteczność. Wyrzuć go błagałam męża. Nic jej nie zrobi odpowiadał . Aż przyszedł taki dzień kiedy tylko na minutę spuściłam ją z oczu. 12 dzień ich znajomości. Usłyszałam przeraźliwy krzyk. „Co on jej robi, ratuj ją, krzyczało dziecko. Oniemiałam. Przede mną stało nieruchomo podwójne szczęście w kolorze domino. W dziwnej konfiguracji nie do rozerwania. Widziałam jej facjatę. Uśmiechała się szeroko pokazując perłowe uzębienie. Tak wyglądało szczęście. Jak zareagować? Nie miała przecież żadnych skrupułów. Przechytrzyła nas. Miłość maleńkiej delikatnej Pusi rodowodem z Zielonego Potoku o pretensjonalnych imionach Nesca Dulcynea i czarnego powsinogi Czarka o manierach arystokraty przetrwała lata. Przynosząc dwa razy do roku po pięć a nawet po sześć szczeniąt.

Joomla Template - by Joomlage.com