Kopciuszek
Byli, żyli, kochali się, mieli córeczkę. Rozpieszczali ją, dogadzali, byli szczęśliwi.
Aż nadszedł dzień kiedy ona, matka-żona, zapadła na śmiertelna chorobę i zmarła.
Zostali sami. Mieli tylko siebie, samotność i rozpacz.
On, wdowiec-tata, godzinami siedział w salonie i wpatrywał się w wiszący nad kominkiem portret zmarłej żony. Nie był w stanie zająć się czymś innym niż własną rozpaczą. Zapomniał o córce. Dom i majątek popadał w ruinę.
Ona, córka-sierota, rosła w zaniedbaniu i w poczuciu krzywdy. Narastała w niej złość i nienawiść.
Z kokonu szczęśliwego dzieciństwa, dobrobytu i miłości wpadła w nicość i obojętność ojca.
Dookoła nich nie było jednak pustki.
Na karuzeli życia kręciły się wszystkie wdowy i niechciane przez nikogo stare panny, które pod pozorem współczucia i miłości chciwie wyciągały ręce, aby zagarnąć majątek bogatego wdowca i bezradnej sieroty.
A jednak w tym bezmiarze smutku uśmiechnęło się do nich szczęście. W wyścigu do ołtarza wygrała piękna i dobra wdówka mająca dwie urocze córeczki.
Szybki ślub i nagle z nad kominka zniknął portret kobiety.
No to teraz nastaną tu moje porządki – powiedziała nowa żona i zatrudniła sztab rzemieślników. Ze starego, zaniedbanego dworu zrobiła przepiękne, przytulne i słoneczne domostwo. Przejęła również rządy nad majątkiem, który wkrótce w jej ślicznych i wypielęgnowanych rączkach zaczął przynosić krocie. On, jej nowy mąż, powoli wracał do życia. Pokochał żonę, zaakceptował pasierbice i tylko ona, córka-sierota, z całej duszy nienawidziła macochy i przyrodnich sióstr.
Zaszyła się w kuchni za kominem i znienawidziła cały świat.
Kiedyś śliczna, czysta i pachnąca, teraz wyglądała jak najgorszy, brudny, śmierdzący kocmołuch.
Z czasem wszyscy zaczęli nazywać ją Kopciuszkiem. A ona hodowała swoją złość i nienawiść, niczym najdelikatniejszy, cieplarniany kwiat.
Przyrodnie siostry przynosiły jej pachnące mydełka, kolorowe sukienki i smakołyki. Ona jednak wszystkie podarki wyrzucała do świńskiego koryta krzycząc:
- nienawidzę was, nienawidzę! Kłamczuchy! Zołzy jedne zaplute! - i uciekała za komin.
Kiedy widziała kucharkę przygotowującą posiłek, mówiła obłudnie:
- daj! Ja zaniosę – i po drodze pluła do kaszy, wrzucała psie odchody do bigosu lub dolewała pomyje do zupy.
Kiedy praczka odnosiła wyprane ubrania, przymilnie zagadywała:
- pomogę ci, zaniosę, powieszę – i robiła dziury w pończochach, wpuszczała myszy do bieliźniarki lub rozpruwała szwy w odświętnych ubraniach, mieląc w ustach najgorsze przekleństwa:
- a żeby was zaraza wydusiła, żebyście jutra nie doczekały, niech was piekło pochłonie, fladry plugawe!
Na nic były wszystkie wysiłki taty, macochy i sióstr. Głupi upór nie pozwolił jej wyjść z zaklętego kręgu nienawiści.
Aż któregoś dnia macocha postanowiła wymienić stary, dymiący piec na nowy. Rozburzyli stary komin i nagle Kopciuszek stracił kryjówkę.
Wściekła, zabrała klamoty i przeniosła się na poddasze wykrzykując po drodze:
- O wy padalce, żmije, darmozjady. Żebyście sczezły w piekle, żeby was parchy obsypały, żeby wam języki kołkiem stanęły!
W kącie na strychu odnalazła stary obraz, na którym z trudem rozpoznała piękną twarz matki.
- Mamo – szlochała - mamo! Taka jestem nieszczęśliwa. Nikt mnie nie kocha, nikomu nie jestem potrzebna, jestem taka brzydka i samotna. Mamo, mamo...
I wtedy kobieta na portrecie, tak jakby lekko się uśmiechnęła, a Kopciuszkowi zdawało się, że matka głaska ją po głowie i delikatnie całuje w czoło. Serce dziewczynki zabiło szybciej, bo poczuła bezmiar otaczający ją miłości.
Mamo, moja mamo... szeptała zasypiając.
*******************
Tratata – królewski poseł grał na trąbce i odczytywał wiadomość:
- Jutro odbędzie się wielki bal w królewskim pałacu. Przybywajcie. Królewski syn, następca tronu, wybierze żonę. Każda panna może zostać królową. Przybywajcie!!!
Co za wiadomość. Każda dziewczyna może zostać królową!
W domu Kopciuszka zapanował rwetes. Obie siostry z radością rzuciły się w wir przygotowań. Nie zapomniały również o siostrzyczce mieszkającej na poddaszu. Wrzeszczącą i kopiącą sprowadziły na dół do pokoju kąpielowego, gdzie grożąc i prosząc, zmusiły ją do zmycia z siebie grubej warstwy brudu i do rozczesania skołtunionych włosów.
- Choć z nami na bal, popatrz w lustro jaka jesteś ładna, uśmiechnij się – prosiły.
- Popatrz, przyniosłam ci najpiękniejszą suknię, modne pantofelki i brylantowy naszyjnik twojej matki – macocha stała w drzwiach z naręczem lśniących, jedwabnych sukien dla wszystkich trzech dziewczyn.
- Córuchno, choć z nami. Twoja matka była by taka dumna z ciebie - namawiał ojciec.
- Z wami? Nigdy. Nienawidzę was, nienawidzę – wrzasnęła i pognała na górę.
Wredne baby, głupi bal – kopnęła przechodzącego kota, który przeraźliwie miauczącego wyskoczył przez okno.
Stanęła przed portretem matki. Padające promienie słońca oświetliły ją tak, że jej postać pokryła się z postacią matki. Były prawie identyczne. Kiedy Kopciuszek uśmiechał się, postać na obrazie uśmiechała się również. Kiedy w jej oczach pojawiły się łzy, kobieta z obrazu również płakała.
I wtedy dziewczyna zrozumiała, że gdzieś tam z nieba patrzy na nią jej matka.
W tej właśnie chwili usłyszała trzaśnięcie drzwi – to rodzina wyjechała na bal.
Została sama. Zeszła na dół.
Jedwabne suknie zniknęły, modne pantofelki również. Na stole obok srebrnej misy z mieszanką wedlowską mieniła się kolia matki. Bezwiednie sięgnęła po słodycze i wpatrując się w brylanty posegregowała czekoladki według smaków.
Nagle spojrzała na zegar stojący na kominku – była godzina 16.28. Chwyciła kolię i wybiegła. Supermarket za rogiem zamykają o 18. Może zdąży. Wpadła do Tesco i nabyła za 54zł. przecenioną, cudowną, cekinową sukienkę. Z pantofelkami było trochę kłopotu, ale w końcu dobrała złote szpilki za 46zł. Były sporo za duże, ale poradziła sobie. Napchała w czubki waty i jakoś trzymały się na nogach. Założyła rodowe klejnoty i była gotowa. Na parkingu stał jeden, jedyny, ostatni samochód. Była to pamiętająca stalinowskie czasy czarna, rozchwierutana, zardzewiała Wołga. Zamurowała ją.
Czarna Wołga! Zły znak.
Kurcze blade! Już wolałabym – eeeeeee – karetę z dyni. Ale niech tam. Trudno. Jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma. Tfu! Na psa urok.
Splunęła trzy razy przez lewe ramię, odpukała w niemalowane i pojechała.
Cudem zdążyła.
Na balu w potwornym ścisku, przy ogłuszających dźwiękach pałacowej kapeli, tańczyła do utraty tchu i z nadzieją czekała na ogłoszenie wyniku. A jeśli wygra .... zamarzyło jej się cudne, bajkowe życie u boku pięknego księcia.
******************
Tratatata – o godzinie 24.00 zagrały fanfary i szambelan odczytał wynik konkursu na żonę dla królewicza:
Uwaga, uwaga!!! Oto wybranka. Oto nadobna księżniczka Bambardula. Córka króla Bambardera z bogatego i zaprzyjaźnionego królestwa Bambarda.
Wszyscy goście pochylili głowy przed przyszłą monarchinią, dziewoją wielką, grubą i parchatą. Z kącików ust kapała jej ślina, a kaprawe oczy w popłochu szukały drogi ucieczki.
Wszyscy bili brawo i szczerze cieszyli się z niezwykle korzystnego mariażu.
Sratatata – każda poddanka może zostać królową - zamruczał pod nosem Kopciuszek, odwróciła się na pięcie i pobiegł do domu gubiąc po drodze za duże, tanie pantofelki z sieciówki.
Bajkowe życie mi się zamarzyło, a stówę na ciuchy diabli wzięli.
A potem wszyscy żyli jak chcieli.
Królewicz wymykał się każdej nocy z sypialni i gził na sianie z dziewkami stajennymi lub robił wypady do okolicznych dworów, gdzie w słuszny i szlachetny sposób, spędzał czas z pannami, wdowami i mężatkami, płodząc z nimi nowe zastępy coraz mądrzejszych i piękniejszych poddanych.
Królewna wpadła w nałóg operacji plastycznych. Poprawioną urodę sprawdzała z rzeszą parobków i z każdym przedstawicielem płci przeciwnej, który tylko pojawił się w zasięgu jej coraz to piękniejszych oczu. Wkrótce królewskie pokoje zapełniły się rozwrzeszczaną gromadką królewskiego potomstwa.
Kopciuszkiem nikt się nie przejmował. Popadła w ciężką depresje. Godzinami przesiadywała na poddaszu wpatrując się w portret matki i podśpiewując pod nosem: srata tata, srata tata.... bajkowe życie mata.
*******************
Wniosek:
Tylko w bajkach każdy Kopciuszek ma swoją dobrą wróżkę, każda macocha jest zła, jej córki brzydkie, a królewicz żeni się z piękną lecz ubogą sierotą bez koneksji. Tylko w bajkach.
*********************
Morał:
Nie licz na cud tylko bierz się do roboty, bo do końca życia zostaniesz Kopciuchem.
*********************