Gangrena
- Nie ma co się z tym paprać, smród taki, że nos urywa – chirurg z odrazą pochylił się nad ropiejącą noga – odrąbiemy ci ją pięknie i po krzyku. Bez nogi da się żyć, a bez życia - ha, ha, ha - nawet na zdrowych nigdzie nie polecisz.
- Jak to odrąbać? Nie pozwalam, chcę umrzeć w jednym kawałku. Ludzie! To nie lekarz, to rzeźnik! Nie wyrażam zgody na żadną amputację – krzyczał przerażony Staszek.
Do sali wpadła rozwścieczona pielęgniarka:
- Co się tak wydziera, wielka mi rzecz, amputacja. Już ja i dochtór dobrze wiemy co trza robić. Niech się uspokoi, bo pacjentów mi wystraszy. Trza było pod ten traktor nie leźć i rozwalonej nogi w świńskim gównie nie marasić. Niech się tera nie drze, zastrzyk mu dam, bo dochtór kazał.
Niech dupsko wypnie i niech się w końcu zamknie. Nikt mu tego kulasa zara nie utnie. Dochtór powiedział co musiał, ale trzy tygodnie dał. Tylko niech gębę trzyma na kłódkę – tu odwinęła kołdrę i wbiła tępą igłę w pokłuty jak sito pośladek.
Morfina działa szybko. Po chwili Staszek zapadł w narkotyczne otępienie.
Skołowany mózg kolejny i kolejny raz odtwarzał tamten dzień. Tyle tylko, że teraz był i kierowcą i obserwatorem.
- Stoi na polu i równocześnie siedzi za kierownicą. Koła ciężkiej, załadowanej obornikiem przyczepy, zapadają się w grząskim gruncie. Rozrzutnik pracuje na najwyższych obrotach, słońce praży, a on zamiast patrzeć przed siebie, wydziera się na całe gardło „o sole mijo”.
On-obserwator wie co będzie dalej. Widzi już tą stertę gruzu. Z całych sił krzyczy, ostrzega, błaga, ale on za kierowca tego nie słyszy. Dalej wyśpiewuje włoskie szlagry i jedzie na zatracenie. Przednie koła uderzają w przeszkodę, traktor staje. On-kierowca nie gasi silnika, tylko wyskakuje i zapada się w gliniastej mazi. Klnąc jak szewc usuwa kawałki betonu. On-obserwator krzyczy – zgaś silnik, zostaw to, omiń - ale on-kierowca nie reaguje. W końcu udaje mu się wyszarpać blokadę, tyle tylko, że nogi grzęźnie w błocie i przewraca się jak długi. W tym samym momencie traktor rusza. Przejeżdża mu po nogach, rozdziera ciało, miażdży kości, a rozrzutnik wysypuje nawóz.
Ból jest nie do opisania. Widzi jak on-kierowca usiłuje zatamować krew, jak traci przytomność, jak traktor uderza w drzewo, jak ścina je i staje. I ta myśl, która niczym sztylet przeszywa mózg – hamulec. Nie zaciągnąłem hamulca.
Widzi siebie w kałuży krwi. Leży nieprzytomny, na wpół zakopany w ziemi i w gnoju.
Ze śpiączki wybudzili go po dwóch tygodniach. Jedną nogę udało się uratować, ale w drugą wdała się gangrena. Trzeba ciąć.
Narkotyczny sen nie daje wytchnienia. Majaki męczą. Nawracający ból zabiera resztki sił.
W nocy poczuł na nodze czyjeś ręce. Były delikatne, gorące, miękkie. Dawały ukojenie, a równocześnie pobudzały krew, ciało, zmysły. Z trudem otworzył oczy. Na szpitalnym stołku siedziała kobieta. Nie znał jej.
Przychodziła kiedy cały szpital spał. Przykładała dłonie do obumieraj nogi, cichutko śpiewała, opowiadała o ptakach, o padającym deszczu, o śpiącym kocie, czasami o Bogu. A on zatapiał się w tych opowieściach i sam nie wiedział - anioł to czy czarownica.
Po kilku dniach smród jakby zelżał, gorączka powoli spadała, a ból nie szarpał już tak okrutnie.
Przed wieczornym zastrzykiem próbował wypytać pielęgniarkę kim jest ta kobieta.
- Niech lepiej nie pyta, w głowie mu się coś miesza. Wymyśla mi tu jakieś brednie i czary. A zreszta, każde miejsce ma swoje tajemnice i tyle niech mu wystarczy. Niech nie gada tylko śpi.
Noga zmieniła barwę z czarnej na siną, rany zaczęły się goić. W sali unosił się jakiś trudny do zidentyfikowania zapach. Kojarzył się ozonem, z deszczem, a może tylko z szarym mydłem, którym myli go każdego ranka.
Po trzech tygodniach zebrało się konsylium lekarskie. Mieli omówić szczegóły amputacji. Odwinęli bandaże. Kręcili mądrymi głowami. To niemożliwe - jak – czym – dlaczego. Przecież tak zaawansowanej gangreny nie da się wyleczyć. Badali, oglądali, wąchali - nie mogli uwierzyć.
- Bo nasz dochtór ma taki tajemnicze dar - pielęgniarka bezceremonialnie odsunęła lekarzy od łóżka - a ićta już stąd, bo tu nie mata nic do robot. Wy byśla tylko chcieli urzynać i urzynać. No co ja mówię, ićta już sobie.
Stasiek po odstawieniu morfiny poszedł na odwyk. Ze szpitala wyszedł na dwóch własnych nogach. Ta cudem uratowana jest trochę sztywna, lekko na nią kuleje, a po usunięciu martwej tkanki zostały głębokie blizny.
Tajemniczej kobiety nie spotkał nigdy więcej.
Jolanta Mirecka