Z niecodziennika zdań kilka
17 grudnia 1982 - piątek
Przyszły kolejne paczki od nieznanych nam Włochów z Rimini i okolic. W sumie w ostatnich dniach dostaliśmy ich dziesięć. W paczkach odzież, żywność, kosmetyki i proszki do prania. Zaopatrzenie dla nas i najbliższej rodziny na dłuższy czas. Wobec zbliżających się świąt szczególną radość sprawiły nam artykuły spożywcze oraz pisaki i kredki dla dzieci. Oliwa, kawa, herbata, bakalie czy też owoce w puszkach to produkty, których w naszych sklepach nie uświadczysz od lat. Króluje w nich jedynie na pustych półkach ocet. Ten wieczny brak podstawowych towarów jest przytłaczający.
Wydawało się, że w Polsce może brakować wielu rzeczy ale wódka będzie zawsze ogólnie dostępna. Od jakiegoś czasu i ten pewnik został unicestwiony, a wódka trafiła na kartki w ilości pół litra na dorosłego obywatela miesięcznie. Właśnie dziś przyniosłem do domu kolejne półlitrówki powiększając domowe zapasy. Od wprowadzenia reglamentacji systematycznie przybywa nam papierosów, alkoholu i cukru.
Teoretycznie można by kupować jedynie w miarę potrzeby, gdyby nie dodatkowy atut alkoholu wynikający z reglamentacji. Wczoraj na przykład byłem u Mamy bo zepsuła się jej spłuczka w ubikacji. Sprawa prosta, ale z powodu braku części zamiennych w sklepach, nie do przeskoczenia. Potrzebny fachowiec, najlepiej konserwator z administracji Pan Zenek. Pan Zenek owszem nawet przyszedł. Popatrzył fachowym okiem. Pokiwał głową i z zatroskaną miną powiedział:
- No tak, trzeba wymienić uszczelkę.
- No to proszę wymienić, ja zapłacę.
- E.. wie pan, to nie takie proste. Tę uszczelkę to ja muszę jakoś skombinować. Nie
mamy takich w warsztacie. Chyba, że miałby Pan coś na wzmocnienie, to ja bym
pogadał z takim kolegą, który pracuje na budowie.
- No i co, no miałem na wzmocnienie. On pogadał i po dwu dniach usługa została wykonana. Tak więc zmarnowanie kartki i nie wykupienie z niej produktów, to nie tylko marnotrawstwo, to głupota.
Za tydzień święta. Dzięki paczkom wiele już mamy, został jeszcze zakup karpi i wizyta mięsnego pana, jak nazywa go nasza córeczka. Karpie to ja, mięsny pan, to Gosia. Dostawę karpi załatwiłem dziś z Waldkiem T. który ma kuzyna, którego kolega pracuje na stawach rybnych w Zatorze i jak co roku jest zaopatrzeniowcem związanej z nim, bezpośrednio i pośrednio, społeczności. Mięsny pan będzie jutro koło południa. Przywiezie połowę cielaka, którego Gosia pracowicie rozbierze i już będziemy gotowi.
Święta będą w tym roku udane.