Wyspa Skarbów
Wyspa skarbów Roberta Louisa Stevensona to jedna z pierwszych samodzielnie przeczytanych książek. Marzenia i przeżycia z nią związane pamiętał do dzisiaj. Kolejna wyspa to wyspa Monte Christo. Przygoda i wyobrażenie o potędze majątku i wolności dawanej przez jego posiadanie. Potem prozaicznie matura, studia, poszukiwania celu i sensu. Małżeństwo, praca, dzieci. Codzienna krzątanina, kolejne cele marzenia realizowane lub nie. Zdobywanie trudno zdobywalnych. Radość z tych zdobyć. Obrastanie w rzeczy potrzebne i niepotrzebne. Troska o wykształcenie i usamodzielnienie się dzieci. Zmiany pracy, na być może ciekawszą, lepiej płatną. Dzień za dniem, tydzień za tygodniem. Nie rejestrował ich upływu.
Po czterdziestce zauważył zmiany. Dni jakby krótsze, podobnie tygodnie, miesiące i lata. Czas przyspieszył. Dzieci już samodzielne rozjechały się po świecie. Zostali we dwójkę. Z dziećmi i wnukami widywali się rzadko. Kontakt internetowy był nawet częsty, ale nie dawał tak potrzebnej bliskości. Postanowili wyjechać z miasta. Długo szukali domu swoich marzeń. W końcu trafili na starą drewnianą chatę. Stała na szczycie wzgórza, na skraju lasu. Z werandy widać było okoliczne wzniesienia, a w dolinie wieś z płynącą przez nią rzeką. Oboje wiedzieli, że dotarli do celu. Alina powiedziała to będzie nasza wyspa szczęścia.
Ponad rok zajęło im remontowanie domu, likwidowanie zajmowanego mieszkania, pozbywanie się zbędnych rzeczy. Segregując często zastanawiali się po co je kupili. W końcu uporali się z tym i przeprowadzili. Dalej pracowali w domu dzięki dobrodziejstwu internetu rzadko wyjeżdżali do miasta. Zajmowali się oboje domem, ogródkiem, zwiedzali okolicę i robili zakupy we wsi w dolinie. Po roku poznali już okolicę i mieszkańców. Wrośli w środowisko i otaczającą przyrodę. Było im dobrze razem jak nigdy dotąd. Odkryli radość rozmów, codziennych rytuałów i bliskości. Obserwacje przyrody, jej mieszkańców bytujących obok, poranne pojawianie się słońca a wieczorne księżyca każdego dnia inne, dawało im radość i poczucie bezpieczeństwa. Byli szczęśliwi.
Siedział na werandzie domu i czekał na słońce, które pojawiało się znad przeciwległego wzgórza. Czekał sam. Alina chorowała prawie rok i odeszła. Powtarzał ich wspólne rytuały, porządkował dokumenty, notatki, zdjęcia. Chciał jak najmniej kłopotu zostawić dzieciom gdy kiedyś odejdzie. Wspominał dziecięce marzenia o skarbach ukrytych na wyspie, o swoich poszukiwaniach, o błędach popełnionych i zaniechaniach. Wszystko to było dziś nieistotne. Liczyły się tylko ostatnie lata spędzone w chacie z Aliną. One pokazały jak ważne jest słuchanie siebie i otwarcie na otoczenie. Bliskość, dotyk, zrozumienie i akceptacja inności. Obserwowanie bez oceniania. Przyjmowanie zdarzeń, rozumienie ich sensu bez szukania przyczyn i podtekstów, bez kwalifikowania. To wszystko było w nim od zawsze, a dopiero dziś to zrozumiał. Dotarł do swojej Wyspy Skarbów.
Antoni Niedziałkowski