Uporządkować świat po…
Zacznę od szafy. Wiszą. Dwie kurtki. I polary dwa. Jeszcze ta dżinsowa. I ta cienka. Nieprzemakalna z kapturem. Biegał w niej nawet podczas ulewy. Garnitur i marynarka. Tylko jedna? Jednomarynarkowy był facet. Kilka koszul. Te flanelowe to mu zostały jeszcze z lat osiemdziesiątych. W schronisku. Albo pensjonacie. Odkleić się od niego. W chłodny jesienny poranek. Wstać. Ubrać na gołe ciało jego koszulę. Boso. Pójść do kuchni. Zrobić dwie kawy. Takie łagodne przejście między wymiarami. Z byłej nocy w rodzący się dzień. Na dole jakieś pudło. Tam kompletne dziady. Obok stara teczka. I pudełko na buty. O! Adidasy.
Tutaj! Jakby nie mogły być w przedpokoju? Tam gdzie reszta butów. Obok na półkach? Na samej górze. Czapki. Szaliki. Rękawiczki. Sportowe koszulki. Do ćwiczeń. Do gimnastyki. Kiedyś do biegania. Niższa półka. Podkoszulki. Pidżamy. Bluzki z kołnierzykiem. Niżej t-shirty. Jeszcze niżej spodnie i krótkie spodenki. Raz, dwa, trzy… sześć, siedem. Stary dzieciak. Niżej swetry. Na samym dole torba i plecaczek. Jeszcze jakieś ukryte buty? Jak to się nazywa? „Korki”? Do piłki nożnej. Ładne. Czarne z srebrnymi i złotawymi paskami. Nigdy ich nie widziałam. Nigdy nie widziałam jak gra w piłkę. Może bratankowie i siostrzeńcy wybiorą sobie coś z tych ubrań. Wszystko jest mocno zużyte. Nie kupował za wiele. Zdzierał to, co miał. Taka filozofia ubierania. Zedrzeć do spodu. Niektóre z tych ciuchów są już po trzydziestce. W drugiej szafie dwie szuflady są jego. W jednej skarpety. W drugiej gatki. Wszystko do wywalenia. Teraz biurko. Na wierzchu leżą jakieś papiery. Co tu jest? Karteczki. Karteluszki. Pojedyncze słowa. Hasła. Zdania. Polecenia. Dla siebie samego. Lampka. Obok kuferek z lekami. A te dwie niebieskie tabletki… Przecież nie na reumatyzm. Viagra! Idiota. Jeszcze chciał coś przelecieć? Stary dureń! W jego wieku seks jest śmiertelnym zagrożeniem. Miał sztywny kark. Rozklekotany kręgosłup. Pokrzywiony odcinek szyjny, piersiowy i lędźwiowy. Dysk by mu wypadł podczas kopulacji. Sparaliżowałoby go. Serce by mu… A nie. Serce miał zdrowe. Wyoszczędzane. Tylko do przetaczania krwi. Czy to ważne jak się umiera? Może? Trochę. Przyjemniej podczas seksu niż po długich i ciężkich cierpieniach. W jakiej to powieści babcia na łożu śmierci drze się na cały głos? Niech mnie ktoś jeszcze wypierdoli na koniec! Nie mogę sobie przypomnieć. Kiedyś miał jednocześnie wytrysk i skurcz mięśni uda. Czy łydki? Jednoczesny ból i przyjemność znoszą się. Ból słabnie minimalnie, ale przyjemność zanika prawie całkowicie. Takie słodko gorzkie życie. W szufladach biurka jakieś dokumenty, faktury, instrukcje, biuletyny. Niewiele zapisków. Wszystko w laptopie, na płytkach i pendrive'ach. Życia mi zabraknie żeby przejrzeć to, co tam pozapisywał. Na półce pod radiem płyty. Nic tam dla mnie nie ma. Przecież ja nie słucham tych Davisów, Coltranów, Zawinulów. Ani klasycznego hard rocka z przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Trzeba sprzedać to wszystko na Allegro. A Sinatra! Oczywiście, że sobie zostawię. I książki. Jest tego pół małego pokoju. Ustawił tam z znajomym stolarzem system dwudziestu trzech półek. Od podłogi aż po sufit. Ile jest tych książek? Tysiąc? Więcej. Półtora tysiąca? Może jest tam coś dla mnie do poczytania? Teraz będę miała dużo czasu. Zostawił mnie sukinsyn z tym wszystkim. Przecież nie siądę i nie będę po nim płakać.