OGNISKO
„Płonie ognisko w lesie –wiatr tęskną piosnkę niesie….”itd. Chyba każdy z nas zna słowa i melodię tej harcerskiej piosenki. Jest tak popularna, że rozbrzmiewała i nadal rozbrzmiewa nie tylko na obozach młodzieżowych ale prawie na każdym towarzyskim spotkaniu, byle na wolnym powietrzu, wieczorami i nawet tych z grillowaniem. Dla mnie klasyczne ognisko kojarzy się z lasem, dzieciństwem i….Cyganami. To do nich, gdy przybywali do pobliskiego lasu z całym taborem, biegaliśmy póżnym popołudniem i podziwialiśmy ich tańce, śpiewy wokół paleniska a nam wszystkim udzielał się nastrój żywiołowej a zarazem tęsknej muzyki.
A potem gdy jeździłam na kolonie czy obozy [np. pamiętny był obóz PW – przysposobienia wojskowego], ognisko po zmierzchu było zawsze najważniejszym i najmilszym wydarzeniem każdego dnia. No, oprócz stania w nocy na warcie i nocnych alarmów, co jednak nie zawsze było miłe ale wrażenia niezapomniane. Również w czasach studenckich, gdy dorabiałam jako wychowawczyni na zimowiskach i koloniach, nie obywało się tam bez ogniska, które zawsze łączyło i wytwarzało serdeczną atmosferę wśród dzieci i wychowawców. Wtedy jeszcze można było rozpalać ogień niemal w każdym lesie na polanie lub na skraju, tuż obok lasu. Teraz są bardzo ostre i rygorystyczne przepisy; wymagana jest duża odległość od lasu, zieleni i zabudowy. Na szczęście w pewnym okresie mogliśmy z rodziną organizować ogniska nad rzeką, najczęściej nad Rabą i rzadko sami bo zawsze, gdy ludzie widzieli ogień i dym, przychodzili, przyłączali się lub organizowaliśmy całe grupy chętnych. Jesienią, w pobliskich krzakach były suche gałęzie, strugało się patyczki na kiełbaski a to był i chyba nadal jest duży urok, blisko prawdziwej i czasem dzikiej natury. Z biegiem czasu to też się zmieniało; na wczasach czy w sanatoriach już nie własnoręcznie strugane kijki, tylko specjalnie przygotowane metalowe szpikulce, palenisko też gotowe; wszystko zorganizowane i……skomercjalizowane. Jednak siła ognia, światła i nawet dymu jest magiczna, łączy ludzi, wszyscy się bratają, śpiewają, czasem bardzo głośno gdy herbata jest niespodzianie ‘z prądem’. Do tego dochodzi zapach skwierczących mięs czy innych smakołyków. Mnie osobiście z zapachami i smakami ogniska kojarzą się duszone ziemniaki. Do tej pory u mnie w piwnicy znajduje się sporych rozmiarów rondel, zwany w rodzinie żeleżniakiem, w którym warstwami umieszczaliśmy na liściu kapusty na przemian boczek, ziemniaki, marchew, cebulę, kiełbasę i co tam kto miał, na końcu znowu liść kapusty a na pokrywie potężny kamień. Nie muszę opowiadać jakie zapachy i smaki temu towarzyszyły i wszyscy niecierpliwie czekali. A teraz --- cóż !!! , grillujemy ---ponoć cała Polska grilluje. Dobrze, że jeszcze u Marka na działce można zrobić prawdziwe ognisko!!!
Elżbieta Boroń