Pipi Czarodziejka
Dość. Już dość. List włożę do butelki i wrzucę do morza. To moje wołanie o pomoc - moje SOS.
Będziesz trzymał go w dłoniach tato i zastanawiał się, jak Cię odnalazłam. A więc po kolei.
Butelkę znalazłam w schowku na miotły pod schodami. Zielonkawą z kolorową naklejką, a na niej adres – Jamajka room i błękitne fale z białą pianką, w tle rozhuśtanych palm. Myślę, że to twój adres, bo gdzie jak nie tam, szukać kapitana piratów?
Ale do rzeczy. Znasz mnie i wiesz, że tak łatwo nie tracę nadziei, zawsze szukam sposobu, żeby wysmyknąć się z pułapki, ale teraz, kiedy zjawiła się ciotka Rozalia, nie wiem jak.
Stanęła przed furtką, wyprostowana w kapeluszu na głowie, jak jedna ze sztachet ozdobionych dzbankiem. Skrzywiona, patrzyła na rozkwitłe malwy i cynie deptane ciężkimi kopytami mojego konia.
Nie zauważyłam jej, ukołysana ruchem hamaka i zliczaniem listków na drżącej osice. Dopiero jej obcesowy głos postawił mnie na nogi.
- Jestem twoją ciotką – powiedziała i wkroczyła do środka.
A z nią szaro - bury obowiązek, niezłomna konieczność i nuda. Gromada wróbli zerwała się z krzaka i przepadła za płotem, a chmurka uroniła parę kropel.
Teraz sprząta, od strychu po piwnice i od rana do wieczora. W wózku śmieciarza giną same cuda. Błyszczące mosiężne klamki, dźwięczne dzwonki, malowane karmniki dla ptaków, podkowy. Cały dom wprawiła w ruch. Skrzypią drzwi, łopocą firanki, stukają okiennice, uginają się podłogi. Ale ani nie słychać ptaków, ani nie przemykają po drzewach wiewiórki, ani nie gruchają gołębie.
I nie odwiedzają mnie już dzieci. Teraz „Pieszczotka” mój dom, nie różni się niczym od ich własnych.
A na dodatek, wczoraj wieczorem widziałam Rozalię, jak długo nagrzewała na kuchennym piecu duszę żelazka, żeby uprasować mój szkolny fartuszek. Idę więc do szkoły !
Przepadnie Pipi czarodziejka. Tato, ratuj, przybywaj!
Ania Marek