Wigilia
W szybie najeżdżającego z naprzeciwka tramwaju zobaczył twarz Anioła. Jasne loki przykrywała nasadzona na czubek głowy czapka, jak obrócona do góry dnem miseczka malowana w renifery. Dziewczyna miała wypukłe usta, niczym miąższ soczystego owocu. Uniosła znad gazety twarz, akurat wtedy, gdy ich okna się mijały i na sekundę utkwiła wzrok w jego oczach.
Wyskoczył, jak tylko tramwaj się zatrzymał na rogu Westerplatte i gonił dwudziestkę czwórkę, która ją uwiozła. W końcu zdyszany stanął.
- To nie ma sensu.
Przeszedł na drugą stronę ulicy i znalazł się na Plantach. Bombastyczna bryła Teatru Słowackiego wybijała się z tła nocnego nieba. Przyćmiła potężne drzewa i kościółek św. Mikołaja.
Było już późno. Wracał z kolacji wigilijnej u ojca. Na języku czuł gorycz niespełnienia. Stawiał buty na świeżym śniegu wyobrażając sobie biały obrus pokrywający ogromny stół w tamtym domu.
- Czemu czuł zawsze, że podgląda, a nie uczestniczy w powtarzanym co roku rytuale?
Ruszył alejką w kierunku podziemnego przejścia na dworzec kolejowy. Neonowa zwykle przestrzeń tym razem skrzyła się kolorami tęczy. Z pokrzykiwaniem mijali go w zawrotnym pędzie rolkowicze, a deski waliły o krawężnik.
Z wnętrza buchało ciepłem i muzyką.
Na samym środku wirowały jak karuzela, skrzyżowawszy ręce, dwie dziewczyny z kwiaciarni, a właścicielki kiosków z bułami, grillowanymi kiełbaskami i ciastkami wynosiły wszystko, co zostało, na zewnątrz i układały na papierowych tackach.
Zawieszone pod świetlówkami pęczki sztucznych ogni rozsiewały wstęgi kolorowych iskier. W ich blasku wesoło wyglądali nawet pijacy i bezdomni przykucnięci na kartonach pod ścianami. Pili grzańca i zaczynali ciągle na nowo tę samą kolędę.
Chłopaka porwała do tańca baba oscypkowa i wywijała nim z impetem.
Nagle w radosny harmider wdarł się sygnał syreny policyjnej. Z jednej i drugiej strony zjeżdżały do przejścia radiowozy, blokując ucieczkę.
- Zmykaj synek !
Baba otwarła ramiona i popchnęła go w kierunku bocznych schodów.
- Pomyślności – krzyknął uciekając.
Ania Marek